Martwe miasto

Sen Pytyi:

Jadąc pociągiem studiuję niewielki objętościowo tekst przetłumaczonej książeczki, napisanej przez Nostradamusa. Są w nim konkretne naprowadzenia na sposób odkodowania czasu w jego zapisach. Zwracam uwagę na zdanie, które brzmi mniej więcej tak:
„Astronomowie i uczeni w dziedzinie czterech godzin kejli kejli, że chodzi o pory roku.”

Dalej znajduję rysunek przedstawiający horoskop w okręgu, podzielony na cztery części, odpowiadające porom roku. Każda ćwiartka wypełniona jest zapisem liczb w kilku rządkach prowadzonych od góry do dołu, w słupkach inaczej mówiąc. Chodzi o daty, w oczy rzuca się liczba 28, którą odnoszę do 2028 roku. Niestety cyferki są tak malutkie, że można by je odcyfrować jedynie pod lupą. Każda ćwiartka różni się od innej kierunkiem prowadzenia słupków, w tym jest tajemnica kolejności odczytu, choć nie mam pojęcia jak to pojąć.

Kolejne dziwne zdanie brzmiało:
Sirene terreste es nonsens – w jakimś romańskim narzeczu. Znaczy: Syrena naziemna to nonsens. Przypominają się przepowiednie o ukazaniu się Nereidy i ryb ziemno-wodnych na plaży.

Wysiadam z pociągu. Znajduję się w jakimś dużym mieście zachodniej Europy, niewątpliwie w przyszłości. Miasto jest wyludnione. Pojawiają się z rzadka na ulicach grasujące jeszcze bandy, kradnące resztki żywności. Znajduję schronienie w jakimś opuszczonym, na poły podziemnym budynku. Mam już tylko ostatni herbatnik, który liżę, a nie jem, aby na dłużej starczył. Naprzeciw stoi wysoki blok, jeden z wielu w tej ludnej niegdyś dzielnicy. Opustoszały, jak wszystkie inne. Choć można zauważyć czasem ruch w niektórych oknach. Nieliczni robinsonowie jeszcze trwają w blokowiskach, żywiąc się zapewne zapasami, lub kradzieżami zasobów z opuszczonych mieszkań.
Jestem młodą dziewczyną. Niedawno jacyś grasanci zgwałcili mnie na ulicy, pozostaję nieufna i rozmyślam uporczywie o sposobie ratunku z tej beznadziejnej sytuacji. Wiem, że żywność można wyprodukować jedynie na wsi i trzeba mi się wydostać z miasta i dotrzeć do jakiejś wspólnoty rolniczej. Tylko jak?
Pojawiają się nagle w „moim” budynku jacyś młodzi chłopcy. Boję się ich, ale ujawniam się i przedstawiam im swój plan na przyszłość. Z miejsca zaznaczając, że nie przetrwamy, jeśli będziemy egoistycznie walczyć jedno przeciw drugiemu. Musimy się zjednoczyć i pomagać sobie wzajemnie z poświęceniem, wtedy jedynie mamy szansę przeżyć…
Wizja skończyła się panoramicznym widokiem wielkomiejskich blokowisk, pustych, bez ludzi, bez życia…