Dobre filmy i lektury. 5.

„Oppenheimer” – film z 2023, USA. Długi. Napięcie zaczyna się mniej więcej w połowie filmu, wcześniej nudnawy, trzeba znać i lubić historię, aby rozumieć akcję nie z naszego kraju i kontynentu. W drugiej części akcja nabiera dramatyzmu i przykuwa bardziej uwagę.

„Robot” – 1961, film polski, wg S. Lema. Rok 2000 opisany 40 lat wcześniej. Dowcipny. Samouczący się android i maszyna do pisania, ot, duch epoki.

„Milcząca planeta” – film z 1959, adaptacja książki S. Lema „Astronauci”. Ciekawostka z czasów komunistycznych, ździebko sprzed ery kosmicznych podróży, produkcji NRD i polskiej. Klimat z czasów zimnej wojny i rywalizacji „internacjonalnej” wyraziście zachowany. Aktor w tamtych czasach grający zawsze Lenina, jest polskim inżynierem cybernetykiem, ciągle ze śrubokrętem pod ręką, konstruktorem gadającego robota wypisz wymaluj skopiowanego potem w „Wojnach gwiezdnych”! Amerykanie to nieprzyjemni i zarozumiali imperialiści, Ruscy szlachetni i w technologicznym przodzie przed nimi, wyznają internacjonalizm. Mamy zatem Rosjanina, Amerykanina, czarnoskórego z Nigerii lub Konga sądząc po intensywnej smagłości, Chińczyka i Japonkę oraz Hindusa i Polaka, czyli reprezentantów ludzkości, wygłaszających propagandowe mowy i deklaracje, lecących wespół zespół na Wenus.

„Yellonstone” – dwa ostatnie sezony dostępne na Netflix, serial USA, z Kevinem Kostnerem w głównej roli. Rezerwat amerykański, gdzie nie tylko mieszkają i żyją kowboje ze swym farmerem i jego rodziną, ale panują stare amerykańskie prawa i pierwotne prawo pięści. Męskie typy, dobrze prowadzone postaci, także psychologicznie i psychoanalitycznie. Córka farmera, samca alfy, jest samicą alfa. Są też inne samce, które mają swoje moce, nie tylko zabijania, ale i lojalności, podporządkowania się, wierności po grób.

„Kochanica Francuza” – z Meryl Streep i Jeremy Ironsem. Film z 1981 roku, już mało pamiętany. A kiedyś ważny i podobał mi się, gdy oglądałam go kilka razy w opustoszałym kinie w czasie stanu wojennego. Pomysł fabuły polega na skonfrontowaniu ze sobą losów niezwykłej młodej kobiety z XIX wieku żyjącej pod presją małomiasteczkowej obyczajowości ze współczesną wyzwoloną kobiecością aktorki, która ją gra w filmie. Meryl robi po latach wrażenie, tak jest inna od później granych postaci. Film literacko przegadany, teraz to widzę, kiedyś to mnie nie raziło, bo więcej czytałam, niż oglądałam.

„Cylinder van Troffa” Janusza Andrzeja Zajdla, książka z 1980 roku. Bohater wraca z kosmosu i zastaje Ziemię z 2241 roku (znamienna data nostradamusowa, skąd ją znał?). Na Księżycu egzystuje elita ludzkości w stworzonych przez siebie osiedlach, która opuściła planetę licząc na naturalne wymarcie „złej odmiany” ludzi i planowany powrót. Jednak warunki księżycowe powodują ich szybką degenerację, szybszą niż tych na Ziemi. Ziemia pokryta jest ciemnymi płytkami fotowoltaicznymi, pośród których resztki ludzkie żyją w nadbudowywanych ciągle do góry miastach. Jest komunikacja automatyczna (nie ma czegoś jak ucząca się AI, ale jest pełna automatyka i robotyzacja, roboty są komunikatywne i usłużne). Samochody same jeżdżą po wyznaczonych trasach, i aby móc wybrać się w dowolną drogę bohater musi zniszczyć sześć robotów naprawczych, które chcą jego pojazd znowu przesterować. Niektórzy wykluczeni ludzie z przedmieść wychodzą nocą i niszczą latarnie uliczne, po czym zjawiają się roboty i wciąż je naprawiają. Ludzie z miasta bawią się okrutnie nudząc, każąc wykonywać robotom czynności, których te nie mogą wykonać. W sklepach i automatach jest zawsze syntetyczna żywność nie wiadomo z czego produkowana. Generalnie wszyscy głupieją, brakuje kobiet, są klonowane, panuje poliandria, miasto trwa, samonaprawiające się nawet gdy ludzie wymierają. Za to szczury robią się inteligentne.

„Zagadka Kodu Leonarda da Vinci” – filmowy dokument National Geographic z 2005 roku. Wywiady m. in. z Danem Brownem, Umberto Eco, Henry Lincolnem, na temat tajemnic związanych ze świętą krwią rodu Chrystusa. Polecam! Ogląda się dobrze, a nawet coraz lepiej. Pamiętajcie, że rozkminianie dawnych tajemnic odbywa się obecnie w bardzo zmaterializowany sposób, stąd nieuchronne błądzenie umysłu. Żadnemu z rozmówców nie przychodzą do głowy wyjaśnienia duchowe, subtelne, spirytualne, że np. kielich to ciało niematerialne, że chodzi o połączenie świadomości ego z animą, itd. Dużo ciekawostek dla myślących i śniących inaczej. Od siebie powiem tak: mój Mistrz pozostawił kilka rozrzuconych sugestii sugerujących to i owo, względem przodków świętego króla leczących skrofuły, i niego samego, który był i narodzi się, lub zostanie odkryty. Badając sprawy trafiłam przed laty na omawiane w filmie teorie, także Les dossiers secrets, które są nader interesujące także w porównaniu z kilkoma czterowierszami. Odnoszącymi się do tajemnicy Rennes-le-Chateaux, czy rodów Merowingów, Burbonów i Habsburgów. Nie doceniacie zawartości dzieła mojego Mistrza! Ponadto śniłam, kilka lat wcześniej przed poznaniem owych książek i przeczytaniem centurii po francusku. Była tych snów cała seria. W jednym z nich odtworzyła mi się pamięć starożytnej kobiety przybyłej z daleka do Francji, związanej z Jezusem, która urodziła córkę. Ważny dla niej mężczyzna żył jeszcze długo w Azji Mniejszej. Nigdy się już nie spotkali. Ona dźwigała brzemię dziedzictwa krwi królewskiej. Nie wiem czy był jej mężem, jakoś w to wątpię. W końcu J. Ch. miał rodziców i skądś i od kogoś pochodził! Miał również braci. Był potomkiem Adama, a jego matka nosiła miano Maria. I tu chodzi o krew Adama, pierwszego nieskażonego genetycznie ziemskim życiem człowieka. Kobieta z mojego snu miała córkę, o imieniu Ta-mar. (W filmie Sarah). Żyła w grupie uchodźczej ludzi, którzy kultywowali boski przekaz. Była bardzo ortodoksyjna. Towarzyszyła jej kobieta, którą nazywała siostrą, o imieniu Mar-ta. I jakiś starzec. Owe zwyczaje odnalazłam opisane w książce „Święty Graal, święta krew” (ta książka też zbacza na manowce materialne, i jest warta fragmentarycznie, ale ma w sobie sporo ciekawych pomysłów). Wygląda jednak na to, że autor ma rację w tym, że Maria to był tytuł w rodzaju „dziedzicząca królowa”, dlatego obowiązywał ową kobietę szereg obostrzeń. Spełniała je z wiarą, pomimo że wiedziała, że są po nic. Córka musiała myć się i oczyszczać za każdym razem, gdy dotknęła czegoś zakazanego (nieczystego), np. kota. Nie mogła żyć jak jej zwyczajni tubylczy rówieśnicy, ani rozmawiać w ich języku. Nie rozumiała tego, buntowała się. Kiedy indziej śniłam oczami Dagoberta z Merowingów. Morderczy cios nożem w plecy obudził mnie któregoś ranka. Losy ściganych potajemnie i mordowanych potomków świętego króla pojawiały się co rusz, aż do małego Ludwika, chronionego przez księdza w XVIII wieku. O templariuszach również było co nieco. Miałam sporo tych wglądów, ale kogo to interesowało? Trzeba czekać na modę, a jak moda się pojawia to pewność, że informacja kluczowa jest już sterowana. I tyle. Twarz dziennikarki prowadzącej wywiady i jej minki są dowodem.
Trafiłam na ten film na YT dokładnie w czas formującego się nowiu w Byku 7 maja 24 roku. Księżyc pod promieniami Słońca. Jakby ktoś nie rozumiał, Luna w znaku swego wywyższenia (egzaltacji) jest ważniejsza od Słońca, czyli Królowa z Wieży w ramionach Króla, któremu udziela swego splendoru, sama znikając za jego postacią. Minęła niedawno Wenus, w godności swego znaku, więc może nosić królewskie dziecko w brzuchu, córkę. Wędrują oboje ku Jowiszowi, patronowi Kościoła, a za nim staje przed nimi wywrotowy Uran, rewolucja.

3. Dobre filmy

„Matrix 4, Zmartwychwstanie – 2018, reż. Lara Wachowska. obejrzałam go po raz drugi po premierze i zmieniłam zdanie. Jest spokojniejszy od poprzednich, bardziej hm, kobiecy i można znaleźć ciekawe inspiracje, ja znalazłam. Z wędrówek sennych. Ta ostatnia ucieczka, motocyklem przez strefę śmierci, stosy rozbitych samochodów, jak pole zdechłych koni przed przejściem w nicość, ogień, granica 8/9. Wjazd na najwyższe piętro, poziom 10. I wybór, znów w przejawienie, czy wyżej. Na koniec to wyżej okazuje się lądowaniem w fizycznym ciele, ze świadomością. Jest też kwestia połączenia półkul, żeńskiej i męskiej. Można się dopatrzeć postaci boskich. Jest co oglądać. A dojrzałam dopiero teraz, że tylko jedna Wachowska to zrobiła, Lara.

„Siła” – Netflix, serial, I sezon. Zawiesiłam oko na kilka odcinków, wchodząc w historię stworzoną na kanwie emancypacji świadomości kobiet w stylu multi-kulti, akcja bowiem dzieje się w różnych rejonach świata. Kobiety zyskują szczególną moc, a mężczyźni ją tracą. Oprócz tych, którzy zdolni są zmienić swój stosunek do kobiety jako takiej i uznać jej równoważność.

„Eksperyment Filadelfia” film z 1984. Bardzo ciekawy! I czuć w nim jakąś prawdę o tajemnych skutkach tego eksperymentu, zakamuflowaną w zgrabnej fabule.

„Mroczne miasto” – film s-f z 1998. Poprzez śnienie uzyskujemy Wiedzę, nawet jeśli służy za treść do opowiadania, scenariusz filmu fantastycznego, czas pokazuje prawdę, która przejawiała się wcześniej w świadomości co wrażliwszych, czy to we śnie, czy w wizjach, albo spontanicznych wglądach i inspiracjach. Sama napisałam cały szereg opowiadań o tematyce metafizycznej, zawartości tzw. księgi akaszy, dotyczącej naszej planety, gry i gatunku, ich treść, bohaterowie, przenośnie, symbolika przychodziły do mnie w intensywnych snach trwających po wiele godzin, które pozostawiały nieodparty przymus, aby je zapisać i opisać. Ten film jest owocem, moim zdaniem, z takiego źródła. W moich snach przybysze pojawiali się jako Panowie Wszechświata, towarzystwo nader ponure i niskowibracyjne, którego jakiekolwiek zbliżenie powoduje u ludzi ogromny lęk i depresję, ponieważ wibrują tak nisko, że niżej chyba już nic nie ma.

„Stowarzyszenie umarłych poetów” – film z 1989. Puszczam go sobie od czasu do czasu i oglądam z uwagą, bo coś w tym jest…. Stowarzyszenia Poetów od wieków podtrzymują ducha człowieczeństwa przynajmniej w naszej cywilizacji (nie wiem jak jest w innych, ale może podobnie, bo to atawistyczna potrzeba bytu i wyrazu). Piękny film. Po latach coraz bardziej bije z niego człowieczeństwo, to coś co odróżnia nas od cyborgów, którzy zaczynają się już formować, lokalizować i środowiskować kulturowo, choćby przy pomocy filmów pisanych przez AI.

„20 000 mil podwodnej żeglugi” – 1954, prod. Walt Disney, grają Kirk Douglas, James Mason, reż. Richard Fleischer adaptacja powieści Jules`a Verne`a. Laureat dwóch oskarów. Okręt podwodny odtworzony dokładnie według opisów i ilustracji z książek pisarza, w których wystąpił kapitan Nemo. Przyjemność oglądania.

„Matrix – teorie spiskowe” – 2021, film dokumentalny Rodneya Aschera. Rzecz o tym co się dzieje w mózgach fanów światów wirtualnych i jak to wpływa na świadomość zbiorową ludzkości. Wart obejrzeć dla uświadomienia sobie niebezpieczeństwa trans-humanizmu, które szybko rośnie. Stoimy na progu ewolucji świadomości, jak orzekł to już ponad 40 lat temu Stanisław Lem w „Golemie XIV” i „Głosie Pana”, a także w „Masce” i „Cyberiadzie”. Od nas zależy, w którą stronę pójdziemy, uporządkowanej systemowej maszyny, czy wspólnoty opartej na miłości i wzajemnym szacunku dla indywidualnych cech jednostek.

„Dune” – 2019, najnowsza wersja, część pierwsza, dopiero obejrzana po raz drugi, powoli i w skupieniu, odkryła mi swoje pustynne piękno. Czekam niecierpliwie na część następną.

„Jane Eyre” – film z 1943, czarno-biały, reż. Robert Stevenson, scen. Aldous Huxley, wyst. Joan Fontain, Orson Welles, mała Liz Taylor, czarno-biały. Wart obejrzenia ze względu na staranny scenariusz napisany „okiem i piórem męskim”, co tej kobiecej historii dodało symbolizmu i psychoanalitycznego archetypizmu, bowiem kończy je Boskie Małżeństwo i narodzenie Syna, rzecz w innych interpretacjach traktowana jako zwykły romansowy happy-end. Oraz grę aktorów, staranność psychologiczną i dramatyczną. W tych starych filmach najbardziej zestarzała się oprawa muzyczna, niestety.

„Twoje imię. Kimi no Na wa” – japońskie anime. Lubię oglądać, gdy żadna zachodnia fabuła mnie nie kręci. Co prawda traktuję również wybiórczo i nie wchodzę w światy mroczne, czarnej magii i horroru. Ten filmik oparty jest na mistycznej wiedzy ze snów. Mamy zamianę polaryzacji jednej duszy, która wcieliła się w dwa aspekty, męski i żeński prawie jednocześnie i szuka swojej drugiej połówki w obrębie świata materii ograniczonego czasem i przestrzenią, czyli wewnątrz matrycy karmicznej. Którą w filmie reprezentują sploty i węzły tkane przez przodkinie, czyli po naszemu tkaczki Mojry. W sieć przyczynowo-skutkową (linie pociągowo-autobusowe) ingeruje siła spoza granicy czerwonej, karmicznej, czyli kometa, która burzy porządek w cyklu co 1200 lat, o ciekawym imieniu nieprzewidywalnej bogini Tiamat. Ta siła to wyższa Jaźń, co prawda nie sam Bóg, lecz zbiorowa świadomość egzystująca między czerwonymi splotami pierwszej i kosmicznymi drugiej. Jest też niecka i ogień czyli ta druga granica, do nieprzejawienia. Ogląda się dobrze.

„Spirited away: w krainie bogów” lub „Kraina Bogów” – anime, film Miyazakiego, 2001. Znów zwiedzam świat po drugiej stronie, świat snu, dzięki japońskiemu Studiu Ghimli. Ha, ludzie-świnie, konsumpcjoniści, Jarek Bzoma o nich pisał, gdy śnił oczami innych mieszkańców Ziemi, których nie widzimy, bo mają wibracje 14 razy przyspieszone. Brodaty facet pajęczak, z trzema kończynami po jednej i trzema po drugiej, zawiadujący pracą w kotłowni, opisany przez Nostradamusa jako najwyższy wytwór ludzkiej ewolucji bez Boga. Babcia Lilit w roli baby Jagi. Same Głowy, wiecie? spotkałam się tak kiedyś z Lemem w pewnej restauracji w świecie snu, był taką gadającą głową przesuwającą się po podłodze na maleńkich nóżkach. I tak dalej, i tak dalej.

„Indiana Jones i kryształowa czaszka” – reż. Stephen Spielberg, jedna z ciekawszych części z serii o Indianie.

„Indiana Jones i tarcza przeznaczenia” – 2023, w stylu i na swoim dobrym przygodowym poziomie, z efektem komputerowego odmładzania głównego bohatera. Niemniej ten stały poziom nie został podbity, jak poprzednimi razy się zdarzało.

„Awatar. Istota wody” – 2023. Wizualnie piękna baśń z infantylnie familijnym wątkiem zdominowanym przez dzieci, który bardzo popsuł wrażenie i nadzieje pokładane w filmie po znakomitej i dorosłej pierwszej części. Nie zrównoważyło tego rozczarowania nawet zabijanie wielkich zwierząt podobnych do wielorybów. Chętnie powrócę do I części, aby ten efekt zdziecinnienia zapomnieć. Reżyser chyba też nie był z tego zadowolony.

„Australia” – film z platformy Disneya, nie wiem czemu spodziewałam się czegoś na wzór „Pożegnania z Afryką”, bo monumentalizm przestrzeni to obiecywał, ale szybko się rozczarowałam. Aborygeni gloryfikowani i uszanowani nadzwyczajnie, chłopiec-mieszaniec obiecuje coś na kształt ewolucji świadomości białej rasy w stronę aborygeńskiej percepcji drugiej strony i współpracy z żywiołami. Poza tym romans z domieszką komedii i robionego na kolanie scenarzysty dramatu.

„Znachor” – film czarno-biały z 1937, z Junoszą-Stępowskim w roli głównej. Element komediowy wprowadza jak zawsze Mieczysława Ćwiklińska. W tych starociach najbardziej interesują dawne obyczaje i świat ogólny, natomiast drażni niezmiennie muzyka.

„John Carter” – adaptacja jednej z książek Edgara Rice Burroughsa o bohaterze oscylującym w mało zrozumiały sposób pomiędzy Ziemią a Marsem. Ciekawe efekty plastyczne. Ogląda się dość dobrze, aczkolwiek wszystko jest w stylu i gatunku. Kto lubi ten ma przyjemność. Niemniej sięgnęłam po książki Burroughsa, a to plus.

„Togo” – 2019, disneyowski film oparty na prawdziwej historii, ze starym Timophym Daltonem w roli głównej. Dobrze poprowadzony, ogląda się z zaciekawieniem i wzruszeniem. Togo jest starym ale niezwykle odważnym i samodzielnym psem przewodnikiem stada psów zaprzęgowych, samcem alfa, dzięki któremu udaje się niebezpieczna wyprawa po leki na zarazę dziecięcą, która opanowała alaskańskie miasteczko pod koniec zimy. Najważniejsze, że mimo napięć i dramatycznych scen wszystko się dobrze kończy.

„Biały Kieł” – 1991, disneyowska adaptacja książki Jacka Londona, z Klausem Marią Brandauerem w jednej z głównych ról. Ogląda się dobrze, scenariusz trzyma się akcji powieści, film bardzo porusza serce, pokazując ludzi nie ludzi i psy nie wilki. Niemniej sama treść opowieści Londona mocno została ulizana względem naturalistycznej i dzikiej okrutnej prawdy o przyrodzie i ludzkiej naturze oddanej przez pisarza. Ten film ma drugą część, ale jej nie polecam. Kompletnie nie-londonowska i mocno sentymentalna, nie udało mi się na niej nawet zawiesić oka.

„Szwajcarska rodzina Robinsonów” – dawna, jeszcze w technikolorze z 1960 roku adaptacja znanej powieści przygodowej Johanna Davida Wyssa, której akcja dzieje się w czasach wojen Napoleońskich, od których tytułowa rodzina próbuje uciec do Australii. Po drodze trafia się wypadek i lądują rozbitym i opuszczonym okrętem na bezludnej wyspie gdzieś między Malezją a Nową Gwineą. Budują tam sobie dom na drzewie i wiodą pracowite i szczęśliwe życie. Gdyby nie dorastający synowie potrzebujący żon i piraci lądujący w okolicy, wszystko byłoby dobrze. Naiwności są do przełknięcia, jak to w takich przygodowych historiach dla młodzieży.

Dcn.

2. Dobre filmy

„Krab” – szwedzki, post-apo, 2022. Północne zimne klimaty i okoliczności, walący się w wyniku ostatecznej wojny świat, zdziczali ludzie okupujący miasta, uchodźcy, przemieszczenia. Bohaterka utraciła córkę i bierze udział w ryzykownej akcji komandosów przetransportowania zabójczego wirusa w specjalnej kapsułce na teren zajęty przez wroga. Wszyscy po drodze giną, ona walczy z ostatnim kolegą, który dojrzał do wyrzucenia kapsułki do morza, zostają uratowani przez swoich i uznani za bohaterów. Wirus dociera do laboratorium, gdzie ma być rozmnożony i zastosowany jako broń biologiczna. Wtedy nawrócona bohaterka w ostatecznej determinacji porywa go i skacze z nim do morza. Świat zostaje uratowany, acz poddany dalszej destrukcji i przemianie. [Obejrzane na Netflix]

‚Księżniczka Mononoke” jap. Anime, 1997. Piękna opowieść wzięta ze świata snów wysokich i dziejąca się na trzecim zielonym poziomie wyobrażeniowym. Książę zraniony śmiertelną klątwą poszukuje na nią rady, docierając do jej źródeł. Są postaci archetypowe, odpowiadające bóstwom gatunków, Duch lasu, władczyni w typie Lilith, ale nie do końca ona, dzika kobieta, białe wilki jej posłuszne. Klątwa objawia się zatruciem krwi i postępującym opasującą wężową plamą na przedramieniu. Sprawy dobrze się kończą, mądrości przyrasta. Ludzki film. [Netflix]

„Ruchomy dom Hekuru” – anima jap. 2004. Archetypy takie jak Sofia, Lilit, archanioł Michał, strażnik, Pajac, przekraczanie wymiarów, świetnie się nadają jako ilustracje symboliki sennej. Do tego piękne ilustracje, kolorystyka i pomysłowość mechaniczna rodem z książek XIX wiecznej fantastyki, w klimacie znaku Wodnika. Piękne i wciągające. [Netflix]

„Kierunek noc” – serial belgijski, 2 sezony, wg książki Jacka Dukaja, współpraca Tomasz Bagiński. Trzyma mocno w napięciu i nie ma chwili przestoju, aż trzeba sobie dawkować historię ze względu na emocje. Akcja na skraju życia i śmierci, przetrwanie z widmem końca świata, a więc kompletną beznadzieją w tle. Psychologia uproszczona, ale wartkie zmiany i wątek duchowy też jest, co stawia serial wyżej niż inne popularne produkcje. Widać jak ludzie popadają w emocje, wywala z nich pamięć i urazy, po czym aby znaleźć równowagę i współpracować, a zatem przeżyć choć jeszcze trochę, muszą dokonać ekspiacji, wyznania win i przebaczenia sobie. [Netflix]

„Oliver Twist’, ang. film z 1948, reż. Dawid Lean, czarno-biały. Niesamowicie wciągnęła mnie poetyka ciemnego świata, Londynu zamienionego w istne piekło minusowych śnień, w którym znaleźć można i most cienki jak ostrze miecza nad ulicą, i Czarnego w osobie brodatego fałszywego Saturna z wielkim nosem jak z koszmaru, patronującego żydowskiej religii, i upadłą Lilith, i upadłego w zło pretendenta do spadku po bogatym bezdzietnym ojcu. Który niczym starszy brat świetlistego Olivera-namaszczonego usiłuje zatrzymać go i osadzić w owym piekle biedoty, złodziei, spryciarzy, morderców, prostytutek, przekupnych głupców i nawiedzonych. Jak na sens imienia i nazwiska mały Naoliwiony, nasienie Jasnego Boga kończy na szczycie dachu, o krok od Nieprzejawienia i wyjścia z tego świata całkowicie, trzymający się Pętli zawieszonej na kominie, która odwróci jego podły los na dobry. Zagubione świetliste dziecię Jasnej Strony, bierne pośród toczących się wokół niego wypadków, jest jak ziarno Wiru, który samoistnie wyrzuci go z dna ciemnego świata na falę, zostanie odnalezione, a ciemny „brat” runie w przepaść. Jest też pies-strażnik, są pilnujący porządku i prawa, wszystko jak ze snu. Warto było obejrzeć. Hm, do tej pory nie posądzałam Dickensa o metafizyczne inspiracje, ale zmieniam zdanie. [You Tube]

„Wszystko wszędzie naraz” – 2022, scen. & reż. spółka Daniels. Małe zaskoczenie, początek męczący i myśl: jeśli to tak dłużej pociągnie, to wysiadam, ale akcja przeszła w absurdalne i na ogół komediowo-satyryczne prędkie metamorfozy w stylu matriksowym i dała się obejrzeć. Oparta na pomyśle: gdy wykonasz najgłupszą czynność w jednym świecie (mentalnym), to robisz skok kwantowy do alternatywnego świata, gdzie żyją wszyscy inni znajomi, ale w innych konfiguracjach i z innymi osobowościami. Ten pomysł głupi nie jest, opiera się na nim programowanie mózgu, a usłyszałam o nim po raz pierwszy ze 20 lat temu od człowieka poznanego na czacie, który opisał mi sposoby leczenia stosowane przez pewnego bieszczadzkiego szeptuna. Wypisz wymaluj. Podnieś nogę i oprzyj ją po drugiej stronie proga, a przez drugą przepleć rękę i złap się za nos, wymawiając równie głupie zaklęcie. Zamknij oczy, obróć się trzy razy, potem cztery w drugą stronę, ukłoń się, podskocz i spluń przed siebie. Itd. itp. tu doprowadzone do perwersyjnego kunsztu na granicy złego smaku, ale do zniesienia. Rzecz zaczyna się w chińskiej pralni, która w amerykańskim slangu jest symbolem świata chaosu (wiem, bo trafiła do symboli sabiańskich znanych astrologom). I tam się zapewne kończy, jak mniemam, bo dziś dopiero skończę ogląd. Chaos nader ładniutki, śmieszniutki, jakby ktoś pytał. Ot, uporządkowany inaczej nasz świat. A może wstępniak do nowego porządku świata?
Obejrzałam do końca z ciekawością, ale bez zachwycenia. Podwyższona prędkość obrazu i zmiana ról, obrazów, rodem z AI znamionuje nową erę, zmianę percepcji, skok kwantowy w wyższy wymiar, jak zwał tak zwał, choć ludzki mózg nie ogarnia tej szybkości, ani nie biegnie zbyt prędko od obrazka do obrazka, bo jeszcze serce szuka zaczepienia emocjami, a do tego trzeba się wczuć i mieć czas. Zatem są pewnie jakieś podprogowe sztuczki zapodane. Choć akcja jest dość prosta psychologicznie i zakończenie udało mi się przewidzieć już na początku. W sumie przesłanie jest pozytywne i generujące uczucia, reakcję miłości na wszelkie warianty iluzyjnego przejawienia (choć w tym filmie właśnie okrucieństwo sensu stricte nie występuje, ani strach, bo wszystko jest satyrycznie i kpiąco pokazane). Symbolika też jest inteligentna, gdy już na spokojnie ją rozważyć po obejrzeniu, bo w trakcie nie ma się na to czasu. Jest schizofreniczny, owszem, a raczej rozszczepiony na maksa, ale to pokazuje proces rozkawałkowania świadomości, aby ją scalić na nowo w nowej konfiguracji. Znany w szamanizmie. [Amazon]

„Ojciec Pio”, wł. film fab. biografia, 2000, reż. Carlo Carlei. Horoskop tego człowieka dał mi wiele do myślenia. Na różne tematy. Urodzony w godzinie Skorpiona, pod patronatem Marsa, który zdaje się tak mało mieć wspólnego ze świętością. A jednak: choroby, gorączki, w tym uszne przypadłości (głowa), zapalenie płuc, powołanie do wojska na wojnę (film wszystko streszcza i upraszcza, bo jednak wylądował na froncie, choć na krótko), wreszcie stygmaty na kończynach (Słońce w Bliźniętach, które zarządzają rękami). Jasnowidzenie i bilokacja wsparta stellum Słońca i Merkurego z Plutonem w 8 domu (domu śmierci i odrodzenia, tajemnicy, piekła, cienia) rodziła także demoniczne ataki (Cerbera). Pluton wszedł w grę, jako drugi władca Ascendentu z biegiem czasu, po pokonaniu ego. Widać jak jego transformacyjna moc wpływa na DNA i ciało fizyczne. Można powiedzieć, to moc przyswojonego Cienia, i to nie tego osobistego, a zbiorowego! Drugie stellum to Saturn wygnany w Raku z władcą Księżycem i Wenus, w 9 domu, domu cudów, wiary, kościoła. Był inkarnacją wysokiej boskiej świadomości, nadduszy, być może tej samej, która urodziła się kiedyś Franciszkiem z Asyżu. Wszystkie planety w strefie dnia, żył dla innych i sława była mu pisana. Bo jego dusza była poślubiona Matce Kościołowi, cokolwiek o tym myślimy i sądzimy w naszej ludzkiej małości. Film dobrze się ogląda i wbrew pozorom nie jest mdło-kościółkowy, choć ma dużo skrótów i sentymentalnych uproszczeń, ale taka jest obrazkowa poeta sztuki filmowej w ogóle. Biografie zawsze się o to potykają, jak i sztuka o nie. Co do kwestii duchowych, psychicznych, metafizycznych, zwłaszcza kogoś, kto miał takie układy planetarne, nikt nie jest w stanie się wypowiedzieć miarodajnie, chyba że będzie miał równe mu lub mocniejsze z urodzenia. Ale wtedy zapewne zmilczy i uśmiechnie się do siebie, nie gadając po próżnicy. [You Tube]

1. Dobre filmy

Podaję tytuły dobrych filmów zawsze wartych obejrzenia, nie raniących serca ani duszy.

Dobre to znaczy dobre i ludzkie. A nie tylko ciekawe czy drogie, albo z dobrą obsadą. Od jakiegoś czasu tylko nimi się raczę, dbając o swoją Psyche. Żadnych horrorów, kryminałów, depresantów, seksualnych przegięć i wygięć. Wciągnęła mnie ostatnio animacja, bo wizje i sny z wyższych poziomów, okiem Obserwatora, są jak rysowane i animowane i pewnie zawsze takie były, i musicie to wiedzieć.

– 3 pierwsze części „Gwiezdnych wojen” – nawet gadające sympatyczne roboty się nie zestarzały. Nie mówiąc o technologicznych obrazowaniach. W tych filmach dokładnie widać przestrzeń wielowymiarową, dostępną w snach, dlatego pewne sytuacje niemożliwe w rzeczywistości w filmie się dzieją i już. Np. bohater na czubku wieży wiszący w kosmosie nad przepaścią bez żadnego kombinezonu. Jabba to oczywiście egregor pochłaniający energię wyznawców, dla Śniących to oczywiste.

– „Epoka lodowcowa: przygody dzikiego Bucka” – 2022, animacja, prod. am.-kan., reż. John Donkin, któraś z kolei opowieść ze świata lodu, bardzo zabawna, choć wykoncypowana na bazie nowoczesnej nauki oraz poprawności politycznej i genderowej, ale zgrabnie. Mamy zatem słoniowych mamę i tatę opiekujących się dwójką niewłasnych bliźniaków nieokreślonej płci, armię raptorów zahipnotyzowanych ogniem przez złośliwego i zakompleksionego dinozauroida z przerośniętym mózgiem, który chce zawładnąć światem szczęśliwych wolnych istot, wprowadzając weń swoje zasady rodzące konflikt, szalonego jednookiego (!) Bucka, uwodzicielską skunksicę, której mocą jest cuch powalający wrogów na odległość, dobroduszną tyranozaurzycę, którą bolą zęby i dobre zakończenie.

– „The Maker” – 2011, animacja, prod. austral. reż. Christopher Kezelos, film trwa 5 minut, i jest to przypowieść o czasie, stworzeniu i celu istnienia. A także o tożsamości i świadomości jako takiej. Graficznie ciekawa. Stwórca ma postać królika z krzywymi ludzkimi zębami. Klucze wiolinowe służą za pieczęć Alfy i Omegi, tworzących zakres częstotliwości.

– „Klaus” 2019 – animacja, prod. Hiszpania, reż. Pablo Pablos, Anna Apostolakis-Gluzińska. Skończenie dobra i dowcipna opowieść, bazująca na legendzie św. Mikołaja mieszkającego w Laponii i odbierającego listy od dzieci. Klaus jest listonoszem, który nakręca całą bajkę, przy okazji przemieniając się z roszczeniowego leniucha w odpowiedzialnego człowieka. Można prześledzić skąd się bierze zło w ludziach i jak je można pokonać. Także znaleźć kontekst ogólnoświatowy.

– „Opowieści z Ziemiomorza” – 2006, anime, prod. Japonia, wg Ursuli LeGuin, niektórzy mówią, że nie oddają klimatu książki, ale komuś, kto jej nie zna z pewnością się spodoba. Zawsze odpadałam od literackiego pierwowzoru, ale filmy na kanwie ziemiomorskich historii „mi wchodzą”. Opowiadają one historię wyłaniania się światów wyższych ze źródła, a z nich ziemskiego, gdzie toczy się pojedynek sił dbających o równowagę z zakłócającymi ją. Relacje ludzkie wartościowe, no, i ta ważna kwestia Cienia i problemu z jego integracją, która uruchamia moc smoka, czyli Kundalini. A Japończycy smoka mają we krwi, wiadomo. Ponadto bliżej im geograficznie i mentalnie do Chińczyków, naturalnych strażników Tao niż nam białasom.

– „Animatrix” – 2003, prod. am.-jap. Film braci Wachowicz, 9 opowieści matriksowych, bardzo niezwykle pokazanych dzięki animacji i komputerowym sztukom, o treściach wziętych zapewne ze snów, podobnie jak ze snów wzięło się Ziemiomorze. Wiele z tych historii z przyszłości zaczyna się rodzić na naszych oczach teraz, więc niewątpliwie pochodzą z wyższowymiarowego źródła, do którego bracio-siostry Wachowskie mają niewątpliwie podłączenie (mieli, bo odkąd zmienili płeć jakoś stracili swój geniusz). Odnajduję w nich ducha swoich wielu widzeń i przeżyć poza-matrycowych. A ostatnia opowieść mnie powaliła, w skrócie relacjonując moje z ostatnich kilku lat duchowe doświadczanie sztucznej inteligencji, świadomości Jaźni, wcieleń, biegu rzeczy w czasie, klątw i zapisów programowych manifestujących się w roli długich czarnych robali i co tam jeszcze można doznać i wymyślić. Film obejrzałam po raz pierwszy teraz, w 2022.

– „9” – 2009, animacja, prod. USA, reż. Shane Acker, świat postapo, w sepii, brązie, brudnej żółci i czerwieni, świat ciemnej strony, bez prawdziwego światła, zniszczony po wielkiej wojnie ludzi. Walka toczy się jeszcze pomiędzy kukiełkami stworzonymi ręką wynalazcy, zaopatrzonych w jego pamięć, rozczłonkowaną, a zdolną odbudować wynalazek Machiny (sztucznego Mózgu wykorzystanego przez totalitarnego tyrana do destrukcji świata). Kukiełki mają liczby i charaktery związane z nimi, co rozpozna każdy numerolog. Są też fragmentami duszy konstruktora Machiny, istnego władcy ale i sługi Czasu. Ukazują się co rusz znajome symbole, bliźniąt, Księgi, Papieża (Arcykapłana), ptaka, Siłacza, jak inne w szeregu archetypów. Mimo cienia są uczucia, ludzkie, serce, poświęcenie, wspólnota, solidarność, przyjaźń, szacunek i one na swój mikry przejawiony sposób w końcu zwyciężają, gdy pochłonięte przez Machinę kukiełki doprowadzają ją do autodestrukcji, same przechodząc w wymiar duchowy.

– „Wszystkie stworzenia duże i małe” 2022, serial ang. wg słynnej powieści Jamesa Herriota, angielskiego weterynarza-literata. To nie pierwsza wersja filmowa. Parę dziesiątek lat temu oglądałam w TVP serial bodajże BBC na kanwie książki, niezwykle dowcipny i zabawny, gdzie bohater co rusz wkładał rękę po łokieć krowie pod ogon. Ten zapowiada się mniej śmiesznie, bo został wydłużony, ale jest porządnie zrobiony i w stylu przedwojennej epoki i angielskiej prowincji zachowującej jeszcze XIX-wieczną mentalność. Są dobrzy ludzie, choć może z dziwnymi charakterami, dużo zwierząt i nieskażonej cywilizacją przestrzeni krajobrazowej. Kontakt z przyrodą zachowany ku umocnieniu serc.

– „Istota serca”, film dok. o Carlu Gustawie Jungu. Wypowiedzi jego uczniów i współpracowników, szwajcarskich, amerykańskich okraszone zdjęciami i filmami z żywym Jungiem, wraz z jego wywiadami, które dawał na starość, pykając z fajeczki. Film ma pewien nastrój, któremu warto dać się poprowadzić. Bo zahacza o różne aspekty życia i refleksji, filozofii i doświadczenia, wniosków płynących ze śnienia i bycia w partnerstwie z nieświadomością. Ostatnie 10 minut to już konkluzja ostrzegająca na nasze czasy, a raczej początek końca, którego wizję miał Jung i pozostawił opis w nieopublikowanych papierach osobistych.

Ptasia Mowa albo Zielony Język

Język ptaków polega na nadawaniu słowom lub zdaniom innego znaczenia, albo poprzez grę dźwięków, albo przez gry słowne (verlan, anagramy, fragmenty słów …) lub wreszcie poprzez użycie symboliki literowej. Innymi słowy: język ptaków jest językiem kryptograficznym opartym na trzech poziomach:

Dźwiękowa zgodność słów wypowiedzianych z innymi niewypowiedzianymi słowami umożliwia semantyczne przybliżenie, które stanowi dobrowolne kodowanie, albo w celu ukrycia informacji, albo w celu wzmocnienia znaczenia pierwszego słowa;

Najstarsze dokumenty, które dziś przedstawiają teorię ptasiej mowy, zapisali Grasset d’Orcet i Fulcanelli i pochodzą z drugiej połowy XIX wieku. Niemniej jednak przypisywano język ptakom od niepamiętnych czasów: od dawna byłby to język wewnętrzny, tajemny system kodowania związany z alchemią i hermetyczną poezją (od Hermesa, boga patrona ukrytych zjawisk). Nabrał wymiaru psychologicznego w XX wieku wraz z twórczością Carla Gustava Junga czy Jacquesa Lacana, którzy dostrzegli nieświadome kodowanie w celu wzmocnienia znaczenia słów i idei.

„Słownik wymyślonych języków” wymienia kilka pozycji związanych z językiem ptaków: język zwierząt, język wron, język ekstazy (mistycyzm), język zabawy, język słowika, język tajny … Niemniej jednak istnieją języki zwariowane (jak język wron) bez historycznych podstaw, z pewnością patologiczne wynalazki z przypadku. Konieczne jest zatem odróżnienie „tajnych języków” od zwariowanych języków, języków wymyślonych (język żab, Arystofanes), żargonów, dialektów i imitacji („język zwierząt”, który, jak mówi Mircea Eliade, „ naśladuje ich ryki, zwłaszcza krzyk ptaków ”). Wreszcie istnienie ukrytego kodu pozwala oddzielić te powiązania i określić oryginalność języka ptaków.

Zasada

Nie jest zabronione dostrzeganie w wyrażeniu „język ptaków” czy „ptasia mowa” analogii do jego powietrznego wymiaru, ponieważ w końcu polega on na tym, aby dźwięk pobiegł, aby go usłyszeć, a nie czytać. Chodzi zatem o to, by nie ufać już „słowu pisanemu”, ale słyszeć „krzyk” ptaków, pianych słów.

Poniższy przykład pozwala zrozumieć zasadę:

  • zdanie zaszyfrowane: «Vois si un mets sage se crée, dit sans les mots»
  • zdanie odszyfrowane:«Voici un message secret disant les mots»

Ich znaczenie nie jest dla polskiego czytelnika istotne, ważne jedynie, aby zademonstrować, że w zdaniu zakodowanym znajduje się inne, o zupełnie innym znaczeniu. Choć jego wymowa jest podobna, lub wręcz identyczna.

Zdanie kodowane znaczy: „Zobacz, czy powstaje mądry posiłek, przemawia bez słów”…

A zdekodowane zdanie: „Oto tajna wiadomość przemawiająca słowami”…

Zakodowana wiadomość zawiera zestaw elementów do interpretacji: «vois si» [zobacz, czy], «un mets sage» [mądry posiłek], «se crée» [powstaje], «dit sans les mots» [mówi bez słów]. W przeciwieństwie do amfibologii (zdanie, które może mieć dwa znaczenia, jak w zdaniu „Zabiłem słonia w piżamie”. Jedno z nich to „Zabiłem słonia, który miał piżamę ” lub drugie: „Zabiłem go, gdy byłem w piżamie”, to przykład, który nie uwzględnia oczywiście logiki, zdanie w języku ptaków gra na homofonii słów, które ją tworzą. Interpretacja zależy od kontekstu i odbiorcy.

Ten przykład można interpretować jako zaszyfrowane wyjaśnienie języka ptaków: zachęca nas do wyjścia poza litery, ale raczej do faworyzowania wizji (vois/patrz), ponieważ kryje w sobie tajemnicę, wiedzę: se crée, czyli „powstaje”, lub „tworzy się” (w sensie: wiadomość rodzi się lub jest w niej, tutaj można zachować pierwsze słowo „sekret”), wiedza niematerialna, ponieważ „mówi bez słów”.

W tym języku, w którym dominuje „podwójne znaczenie”, dozwolone przez homofonię (i inne mechanizmy); w skrócie „rezonuje” i „uzasadnia”. Analogia z ptakami jest przede wszystkim fizyczna: dźwięki lecą wręcz przeciwnie niż litery, które pozostają niezmienne, nawet „L”. Popularne przysłowie „Zapisy pozostają, słowa odlatują” również świadczy o tej symbolice. Język ptaków zachęca nas do znalezienia głębokiego, ukrytego znaczenia zdania.

Geneza ekspresji

Wyrażenie „język ptaków” (używany jest również synonim „język aniołów”) ma jedno zmieszanie i liczbę mnogą:

Pierwszą możliwą interpretacją jest to, że odnosi się do faktu, że ptaki gwiżdżą melodie, muzykę dla ludzkiego ucha, ale z której ukrytego znaczenia nie zdajemy sobie sprawy. Jest to idea świętego, ukrytego języka, którego człowiek nie „słyszy” (w sensie zrozumienia). Grasset d’Orcet przyjmuje ten punkt widzenia. Ta interpretacja odnosi się również do greckiego mitu o Tejrezjaszu, który pewnego dnia zobaczył dwa kopulujące węże na Górze Cithéron (lub Górze Cyllene), ze strachu strachu zabił samicę uderzeniem kijem. Tejrezjasz został następnie przemieniony w kobietę. Siedem lat później znów zobaczył sparowane węże. Wtedy zabił samca, aby ponownie stać się mężczyzną. Później został skonfrontowany z bogami Zeusem i Herą, którzy pokłócili się, aby dowiedzieć się, czy mężczyzna doświadcza większej przyjemności miłosnej, niż kobieta. Zapytali Tejrezjasza, jako wtajemniczonego względem obu płci, po doświadczeniu obu sytuacji, młody mężczyzna odpowiedział, że według niego przyjemność kobiet jest dziewięć razy bardziej intensywna, niż mężczyzn. Hera oburzyła się, a potem zesłała na niego ślepotę. Zeus zrekompensował karę, jaką dostał Tejrezjasz darem nieomylnych przepowiedni i rozumienia języka ptaków.

Możemy również zobaczyć w bogu Hermesie, Merkurym wśród alchemików, twórcę języka ptaków. Skrzydlaty, reprezentuje niestałą i ezoteryczną zasadę tajemnicy Natury.

Ta nazwa może być również historyczną („synchroniczną”) deformacją fonetyczną nazwy tajnego bractwa zwanego „językiem piskląt gęsich” (w odniesieniu do małej gęsi, termin staje się archaiczny), tak nazwanego z powodu ptasich łapek noszonych na ramieniu przez budowniczych katedr. Używali żargonu na budowach, aby zachować rodowe techniki Wytwarzania. Jednak po „Strajku katedr” (czyli po ogłoszeniu Templariuszy jako non grata we Francji 19 marca 1314 roku) większość zainicjowanych robotników uciekła przed francuską inkwizycją do północnych Włoch (gdzie mieli przygotować renesans) i na Bliski Wschód. Po wydaniu ich Inkwizycji ci ludzie z wewnątrz, nazywani „Saracenami”, rozpowszechniali swoją wiedzę za pomocą tajnych systemów kodowania, szybko przyswojonych naukom okultystycznym, przede wszystkim jako: tarot marsylski, „ art goth ”(sztuka światła, która stanie się sztuką gotycką), alchemia i język ptaków.

Odtąd język gąsiąt, będący zbiornikiem tradycyjnej wiedzy budowniczych katedr, przekształca się w język ptaków, który w ten sposób ukrywa się i staje się językiem osoby używającej poufnych informacji. Zyskuje się na złożoności, aby nie przyciągnąć uwagi cenzury i klątwy duchowieństwa, uciekając się nawet do starożytnych języków, takich jak greka. Słowa są zatem obciążone co najmniej dwoma znaczeniami, umożliwiając przekazywanie informacji bez wzbudzania podejrzeń i przy użyciu środków komunikacji swoich czasów (poezja, napisy, piosenki, rymowanki itp.).

Wróżby i auspicje

W czasach starożytnych ptaki uchodziły za posłańców bogów. Auspicia, wróżenie z lotu ptaków na magicznym kwadracie rzutowanym na ziemię (lub „templum”) pozwalało zrozumieć boskie intencje. Auspices/patronaty/opieka wyższa/zwierzchność (od aves spicere: „obserwacja ptaków”) było przede wszystkim metodą wizualną, uwzględniającą również obserwowany krzyk ptaków. Od niepamiętnych czasów krzyk ptaków jest odpowiednią metaforą dla ludzkiego umysłu, który próbuje zakodować zaszyfrowane przesłania Natury. Pod wpływem chrześcijan język ptaków stał się „językiem aniołów”, zachowując w ten sposób cały wymiar komunikacji między światem widzialnym i niewidzialnym, jaki miał u źródła.

Od tego czasu niektórzy autorzy potwierdzają od starożytności istnienie tajnego języka zarezerwowanego dla „diviums” (divines/boscy), zapoczątkowanego boskimi przesłaniami. Diodorus z Sycylii w swojej bibliotece historycznej (Księga V, 31) wyjaśnia, że istnieje język bogów:

Mówią bowiem, że… ci ludzie (druidzi), którzy znają boską naturę i mówią, że tak powiem, tym samym językiem, co bogowie…”

Wergiliusz w Eneidzie (Księga III, 360) uczy nas, że „język ptaków” jest jedną z umiejętności wróżbity:

Synu Troi, tłumaczu bogów, ty, który pojmujesz zachcianki Phoebusa, trójnogi, wawrzyny z Claros, ty, który rozumiesz gwiazdy i język ptaków oraz wróżby zapowiadane ich szybkim lotem, chodź, mów”…

Bardzo wcześnie potwierdzany jest ten język, oprócz języków ludzkich:

Ci, którzy twierdzą, że filozofia zaczęła się od Barbarzyńców, wyjaśniają, że u każdego przybrała ona szczególną formę. Mówią więc, że Gymnosofiści i Druidzi filozofowali przez wymawianie enigmatycznych zdań (Diogenes Laertius, Lives and Doctrine of Famous Philosophers, Księga I, Prolog, 6).”

Niemniej jednak ten język może mieć prawdziwe pochodzenie językowe. Iambule, grecki pisarz (I wiek pne) w zaginionym fantastycznym dziele, pisze, że mieszkańcy wyspy na Oceanie Indyjskim mają obolały język (przecięty na pół), co pozwala na konwersacje, każda litera odnosi się do dźwięku (28 dźwięków / liter) z 7 znaków, który można utworzyć na różne sposoby. Diodorus z Sycylii, w księdze II swojej Bibliotheca, streszcza swoje uwagi:

Ich język ma również coś wyjątkowego, co przychodzi im częściowo z natury, a częściowo z operacji, którą tam wykonują. Jest podzielony na długość i wydaje się podwójny aż do korzenia. To daje im zdolność nie tylko wymawiania i artykułowania wszystkich słów i sylab, które mogą być używane we wszystkich językach świata, ale także do naśladowania śpiewu lub krzyku wszystkich ptaków i wszystkich zwierząt, jednym słowem wszystko rozbrzmiewa jak można sobie wyobrazić. Najciekawsze jest to, że tego samego człowieka wspierają dwie osoby naraz za pomocą swoich dwóch języków i jednocześnie on udziela im odpowiedzi na bardzo różne tematy bez pomieszania.”

Wreszcie Platon w Kratylos przywołuje język o podwójnym znaczeniu i uważa, że słowo to odzwierciedla rzecz, którą reprezentuje. Następnie wyjaśnia, że między słowami, a rzeczami istnieje związek bezpośredniości.

Trubadurowie i średniowieczna poezja

Niemniej jednak, oprócz istnienia opatrzności/auspices, żaden starożytny tekst nie ustanawia podobieństwa między językiem bogów, a językiem ptaków; dopiero w średniowieczu pojawia się pierwsza gra słów:

Fulcanelli w swojej głównej pracy Les Demeures Philosophales zauważa: „Używany w średniowieczu przez filozofów, uczonych, pisarzy, dyplomatów. Rycerze Zakonu i wędrowni rycerze, trubadurzy, truwerzy i minstrele […] dyskutowali między sobą w języku bogów, zwanym wciąż radosną nauką lub radosną wiedzą, naszą hermetyczną kabałą. Nosi ponadto imię i ducha Rycerstwa, którego mistyczne dzieła Dantego ujawniły nam prawdziwy charakter. […] To był tajny język cabariers, jeźdźców lub rycerzy (fr. chevaliers). Wtajemniczeni i intelektualiści starożytni posiadali całą wiedzę.”.

Fulcanelli wierzył, że język ptaków zawdzięcza swoje źródło pewnemu rycerskiemu bractwu pasjonującemu się okultyzmem, stąd ich nazwa „cabariers”, paronim „cavalier” i niedoskonały homofon wyrazu chevalier/rycerz. Niemniej jednak nic nie mówi się o jego naturze, z wyjątkiem korespondencji fonetycznej między cabalier/kabalista, a chevalier/rycerz.

Język ptaków pojawia się głównie w średniowiecznym systemie szyfrowanym, wymyślonym przez trubadurów i truwerów, aby przekazywać wiadomości, które udaremniały cenzurę władz, w tym kościelnych. Nawet dzisiaj gry słowne, a zwłaszcza kalambury, są popularnymi pozostałościami tego poetyckiego języka. Na przykład słowo maladie/choroba może zawierać zakodowane znaczenie: jest to Mal qui dit „zło które mówi” i może odnosić się do instytucji lub praktyki. Natomiast Bénédiction/błogosławieństwo” to la Bonne Diction/dobra dykcja”, co być może odnoszono do sztuki poetyckiej. Innym przykładem są wyrażenia Bonne Heure/szczęśliwa godzina, lub Bonheur/szczęśćie i Mauvaise Heure/Zła godzina, tj. Malheur, nieszczęście.

Grasset d’Orcet

Grasset d’Orcet (1828–1900) badał ślady systemów kryptograficznych starożytnej Grecji. Dzięki temu doświadczeniu opublikował artykuły na temat języka ptaków, wydane w British Review. Przyjaciel Fulcanellego, który wywarł potężny wpływ na Abbé Henri Boudeta (patrz poniżej), Grasset d’Orcet poświęcił się badaniu „Materiałów kryptograficznych”, czyli reguł dekodowania tekstów w języku ptaków. Koncentrował się głównie na heraldyce, innej nauce o pochodzeniu okultystycznym, używającej podwójnego języka. Hieroglificzne motta herbu podlegają regułom pozwalającym na ich „czytanie” (inne niż kultowe):

  1. motto składa się z wersów od sześciu do ośmiu sylabach, zakończonych jedną sylabą lub między literą L,
  2. Każdy ozdobiony rysunek musi być rozszyfrowywany, zaczynając od stóp (od dołu do góry).

Fulcanelli

Fulcanelli, którego prawdziwa tożsamość pozostaje nieznana, w Les Demeures Philosophales, dziele o nowoczesnej alchemii, w którym pokazuje, że mistrzowie spagyrii utrwalili swoją wiedzę przodków w kamieniu katedr, był jednym z pierwszych, którzy wyraźnie ujawnili znaczenie Języka Ptaków:

Starzy mistrzowie, przygotowując swoje traktaty, używali przede wszystkim hermetycznej kabały, którą wciąż nazywali językiem ptaków, bogów, radosną nauką lub radosną wiedzą. W ten sposób mogli ukraść wulgarne zasady swojej nauki, owijając je w kabalistyczną przykrywkę. […] Jednak ogólnie ignoruje się to, że idiomem, u którego autorzy zapożyczyli swoje terminy, jest archaiczny grecki język ojczysty wielu wyznawców Hermesa. Powodem, dla którego nie zauważamy interwencji kabalistycznej, jest właśnie to, że francuski pochodzi bezpośrednio z języka greckiego.

Kryptograficzny wymiar tego języka jest zatem według niego udowodniony; Niemniej jednak miał być oparty na starożytnej Grecji. Następnie Fulcanelli zdefiniował metodę opartą na języku ptaków jako fonetyczną:

Język ptaków jest fonetycznym idiomem opartym wyłącznie na asonansie. Nie bierze pod uwagę pisowni, której sam rygor służy jako hamulec dla dociekliwych umysłów.

Kontynuuje, nalegając na podwójne znaczenie tego języka:

„Starożytni pisarze nazywali go langua general („ język uniwersalny ”) i lengua cortesana („ język dworski”), to znaczy język dyplomatyczny, ponieważ zawiera podwójne znaczenie odpowiadające podwójnej nauce, jeden pozorny, drugi głęboki.”

Następnie uczynił go oryginalnym językiem ludzkości sprzed Babel:

„Nieliczni autorzy, którzy mówili o języku ptaków, przypisują mu pierwsze miejsce u źródła języków. Jego starożytność miała sięgać aż do Adama, który miał użyć go do nadania, zgodnie z rozkazem Boga, imion odpowiednich do określenia cech stworzeń i stworzonych rzeczy.”

Symbole katedr, świadectwa ikonografii alchemicznej i okultystycznej są często zrozumiałe dzięki rebusowi lub czytaniu na głos. Przykład Fulcanellego przedstawiający konia zdobiącego południową ścianę kościoła Saint-Grégoire-du-Vièvre, którego przesłanie odczytywane jest po raz pierwszy w rebusie lub języku rycerzy i aby się zawrzeć w symbolach, jest o wiele mniej oczywisty do zrozumienia.

Ojciec Boudet

Ojciec Boudet, proboszcz parafii Rennes-les-Bains, napisał w 1886 roku La Vraie Langue celtique [Prawdziwy język celtycki], dzieło oparte na angielskich grach słownych (po angielsku „pun”); starał się ujawnić międzynarodowy i społeczny wymiar języka ptaków. Szczególnie interesował go język punicki (afrykański), pozostał dla niego najbardziej prymitywny. W ten sposób prześledził go z powrotem aż do tego używanego przed Babel (pod wpływem Fulcanellego):

Przytoczone przykłady są wystarczająco liczne, aby pokazać w języku punickim doskonałe pochodzenie języka poprzedzającego Babel„.

Boudet łączy (zawsze w procesie fonetyczno-symbolicznego wzmocnienia) nazwę Babel z angielskim słowem „Babble”, co oznacza „bełkotać” (mówić jak dziecko); z drugiej strony uważa, że ta bliskość oznacza, że język ptaków przypomina bełkot: język paradoksalny, który słyszymy, ale nie rozumiemy, z wyjątkiem osób z wewnątrz.

Co więcej, słowo, dla Boudeta, ukrywa całą wiedzę przodków o zjawisku, taką jak kondensacja doświadczeń:

Nowe słowa nie mają już tej samej prostoty; wyrażają przez prymitywne terminy, czasem zdania symboliczne, niekiedy opowiadając fakt historyczny i rzeczywisty.

Język Kabyle, wśród tych punickich, jest najbardziej odkrywczym z obecnie współistniejących z językkiem ptaków; co więcej, sama nazwa „punic” identyfikuje naturę tych języków, które nadal posiadają kod symboliczny:

Dokładnie badając obecny język Kabylesa, upewniamy się, że składa się on z kalamburów, a zatem z samego punickiego – kalambur/pun (peun) ma czynić grę słów.

W tym języku zachowana jest nienaruszona architektura odniesień i korespondencji: „Te nowe kombinacje są również łatwe do zaobserwowania w języku Kabyle […], odtwarza je w większej czystości i pozwala niejako uchwycić przemijające myśli o wielkiej czystości, zaskakujące myśli filozoficzne, obrazy obyczajów, które nie pozostawiają nic do życzenia.

Boudet lubi nawet wierzyć, że połączenie fonetyczne Kabyle / Cabale (inna nazwa sztuki alchemików, którą należy odróżnić od imiennika Kabały, czyli od egzegezy judaistycznej) jest znacząca. Pamiętajmy, że nazywamy także język ptaków: „Kabałą filozofów” (alchemików, synonimów filozofów w średniowieczu).

René Guénon

Główny metafizyk pierwszej połowy XX wieku René Guénon, w Symboles de la Science sacrée [Symbolach świętej nauki] uważa, że język ptaków jest zbiorem podstawowych ezoterycznych formuł i zaklęć. Uważa to za metaforę komunikowania się człowieka z „wyższymi istotami”, którymi są anioły: „ptaki są często uważane za symbol aniołów, to znaczy dokładnie nadrzędne stany”. Pokazuje, że w tradycji islamskiej pojawia się język ptaków, wraz z postacią Salomona:

A Salomon był spadkobiercą Dawida; i powiedział: O ludzie! uczono nas języka ptaków [„ullimna mantiqat-tayri] i spełniło się wszystko”.

Anioły są często przedstawiane jako ptaki.

Termin aç-çāffāt jest uważany za dosłownie oznaczający ptaki, ale jako symbolicznie odnoszący się do aniołów (al-malā’ikah) przez bliskość fonetyczną. Język ptaków byłby zatem wyrazem języka aniołów. (Guénon cytuje w szczególności studium symboliki „rajskiego ptaka” L. Charbonneau-Lassaya, oparte na rzeźbie, w której ten ptak jest przedstawiany tylko z głową i skrzydłami, w formie, w której często przedstawiane są anioły).

Dla Guénona język ten opiera się przede wszystkim na uniwersalnym rytmie, wierszu i poezji. Tradycja islamska uważa ponadto, że Adam w ziemskim raju mówił wersetem, to znaczy w języku rytmicznym; to jest język syryjski.

Nawet współczesna poezja zachowałaby tę mistyczną, pierwotną stronę, która tłumaczy, dlaczego wszystkie święte teksty są pisane wierszem.

Okultystyczny system kodowania

Od 13 października 1307 roku i aresztowania templariuszy z rozkazu króla Francji Filipa Pięknego język budowniczych katedr stał się zabroniony, ponieważ był podejrzany i dlatego ukryto go. Stał się mniej lub bardziej intuicyjnym systemem szyfrowania, ponieważ opiera się na fonetyce i bliskości znaczenia słów; w przeciwieństwie do innych systemów, bardziej matematyki, implementacji kluczy i tabel korespondencji, jak na przykład słynny kod Enigmy z II wojny światowej. Język ptaków pozostaje systemem kodowania, w którym nie istnieje, ściśle mówiąc o metodzie pisemnej, klucz deszyfrowania w pełni.

Tutaj musimy odróżnić go od innych tajnych, plemiennych i etnicznych języków, w szczególności (od dziedziny etnologii, takiej jak język Dogonów, studiowany przez Michela Leirisa lub jako „machaj juyai”, którym wciąż posługują się niektóre rodziny tradycyjnych zielarzy, Kallawaya, którzy mieszkają w Andach Boliwijskich) oraz żargony i gwary regionalne lub specjalistyczne (zawodowe) jak koczowników Argot w Dolnej Bretanii (tajny język dekarzy, szmaciarzy i żebraków) lub języki tworzone ad hoc jak Polari, język homoseksualistów.

Język ptaków pozostaje systemem kodowania, w którym nie istnieje, ściśle mówiąc o metodzie pisemnej, sumaryczny klucz deszyfrowania.

Ten system jest ostatecznie utworzony na podstawie kilku prostych zasad, które mogą być kluczami, nawet jeśli nigdy nie są ustalone na piśmie, co czyni go kryptografią:

Homonimiczne słowa i frazy

Używając języka ptaków, możemy odkryć w niektórych starożytnych wyrażeniach inne wyrażenia, zupełnie odmienne, o różnych znaczeniach:

Na przykład słowa: silence/cisza (= si lance/jeśli włócznia), larme/łza (= l’arme/broń), mots/słowa (= maux/zło), François/ Franciszek (= franc avec soi/wolny od siebie), mer/morze (= mère/matka), métamorphose (= mets ta mort et ose/umrzyj i ośmiel się).

Dla czytelnika polskiego ta gra słów może być niezrozumiała, gdy nie wie, że czytane głośno wybrane wyrazy i złożenia wyrazów brzmią właściwie jednakowo, lub bardzo podobnie, różniąc się najwyżej akcentacją. Np. silence oraz si lance czyta się silans, larme i l’arme wymawia się larm. Mer i mère brzmią mer. Itd.

Jest to raczej podstawowy system przekazywania informacji przez teksty: wiersze, alchemiczne traktaty itp., w taki sam sposób, jak we francuskim ruchu oporu ludzie z „armii cieni” przekazywali sobie plany sabotażu armii niemieckiej za pomocą wierszy z literatury francuskiej, wierszy kodowanych.

Dla niektórych autorów język ptaków bardziej przypomina glosolalię lub język proroków: CG Jung uważał, że „możliwe jest, że dziwność i wygląd zewnętrzny nieświadomych treści, które nie zostały jeszcze zintegrowane ze świadomością, wymagają języka, który jest również obcy”. Niemniej jednak ten stan rzeczy nie umniejsza oryginalności języka ptaków, który, choć nieświadomy w swoim aspekcie glosolalicznym, pozostaje jednak „zmotywowany”. Słownik glosolaliczny w Słowniku języków wymyślonych zakłada, że glossolalia wykorzystuje trzy mechanizmy językowe, które sprawiają, że jest to rozsądny język: powtarzanie, reduplikacja i jąkanie.

Zestaw liter

Język ptaków nadaje literom szczególne znaczenie; w ten sposób jest on związany z Kabałą, która widzi w każdej literze ikoniczne i graficzne przedstawienie egzystencjalnej lub boskiej koncepcji porządku „kosmosu”: „a” jest prawem, „e” światem.

Ta koncepcja jest początkiem okultystycznego czytania tekstów założycielskich, takich jak dzieło Rabelais`a Pantagruel, wymieniane u podstaw języka ptaków. Bohaterowie Wielki Gousier, Gargamel, Gargantuas itp. zaczerpnęli swe inicjały z litery G reprezentującej poszukiwania wewnętrzne w języku ptaków. Rzeczywiście, litera G jest jakby zwrócona na samą siebie. P Pantagruelowe reprezentuje następnie kwintesencję, czyli piąty element, oprócz elementów ziemskich ognia, wody i powietrza, alchemiczny symbol Całości.

Na przykład S reprezentuje poszukiwanie „we wszystkich kierunkach” bez osi (w przeciwieństwie do P, która ma oś, symbol axis mundi).

A symbolizuje stworzenie, podczas gdy Z łączy niebiańskie i ziemskie płaszczyzny.

Jeśli chodzi o V, reprezentuje rodzaj lejka, symboliczną figurę szkła, wazon (Święty Graal jest jedną z możliwych postaci) lub athanor, mistyczny pojemnik alchemików. Stąd interpretacja, że nazwy wszystkich wód mineralnych zaczynają się na literę V: Vichy, Vittel, Volvic, Evian; łacińskie powiedzenie „In vino veritas” ostatecznie wzmacnia symbolikę, jak podkreśla Christian Dufour w swojej książce Hear Words That Say Evils (2001).

W. John Weilgart podjął tę symbolikę liter w układzie języka AUI, języka stworzonego do komunikowania się z kosmitami.

Gra słów

Język ptaków funkcjonuje w zakresie spontaniczności i bezpośredniego zrozumienia.

Klasycznym przykładem gier słownych dozwolonych przez język ptaków jest częsta nazwa karczmy: /au lion d’or/pod złotym lwem”, bardzo popularna nazwa w branży. Praktyka ta wywodzi się z analfabetyzmu ówczesnych podróżników, którzy chcąc dowiedzieć się, gdzie znaleźć schronisko, chętnie czytali znak fonetycznie (co daje, jeśli wolniej dekodujemy sylaby: au lit on dort/W łóżku śpi się”). Fonetycznie to: o lią dor i: o li ą dor.

Luc Bige, w swoim Petit dictionnaire en langue des oiseaux. Prénoms, Pathologies Et Quelques Autres [Małym słowniku w języku ptaków. Imiona, Patologie i Niektóre inne] wymienia te powszechne frazy z dwoma znaczeniami. Pokazuje także, że przy każdym słowie możliwości rosną i, że z prostego zdania można, zgodnie z różnymi metodami (dekonstrukcja sylab, homografów, homofonii, pól semantycznych …), uzyskać za każdym razem inne znaczenia zdania. Daje przykład prostej frazy: Ma chandelle/Moja świeca, która może dać:

ma chan d’elle > elle m’a chanté > mon chant qui vient d’elle >/moja piosenka o niej> zaśpiewała mi> moja piosenka od niej>

mon chandail/mój sweter

ma champ d’elle > mon champ qui vient d’elle/moje pole od niej> moje pole, które od niej pochodzi

mâ(che) champ d’elle > mâche (laboure, etc.) son champ/przygotowuje (orze itp.) swoje pole

mâ(che) chant d’ailes > le chant de ceux qui ont des ailes/> piosenka tych, którzy mają skrzydła

Z każdym słowem możliwości znaczenia są niezliczone, wzmacniane przez naturę języka francuskiego.

Neologizmy i fałszywe etymologie

Język ptaków może być również oparty na elementach łacińskich i greckich, stosowanych w szczególności w neologizmach naukowych (technika „kompozycji”, w przeciwieństwie do etymologii naturalnej). Zakodowane słowo zyskuje zatem bardziej mistyczną i abstrakcyjną interpretację:

Na przykład słowo chandelle /świeca” można podzielić na „chan-dele” odnoszące się do morfemów:

Chan” w połączeniu z rzeczownikiem chant/śpiew,

Dela” greckiego délos, co oznacza „widoczny; jasny”.

W ten sposób uzyskujemy sens stworzony od podstaw o właściwym znaczeniu (jasna/widoczna pieśń), dzielony i odbierany tylko przez tych, którzy znają ten proces. Ta technika dodatkowo zwiększa liczbę możliwości, aby język widział zakodowane znaczenie w każdym słowie. Należy to porównać do popularnego zjawiska „fałszywej etymologii”.

Ten proces jest znany alchemikom; Paracelsus wzbogacał swoje traktaty o szereg pojęć wymyślonych na greckich i łacińskich korzeniach, odnoszących się do dźwięków języka francuskiego, a zatem do słów o precyzyjnych znaczeniach, których nie ma w leksykonie.

Anagramy

Język ptaków, oprócz możliwości fonetycznych, formy liter i korzeni z języków obcych, wykorzystuje permutację liter składających się na słowo. Anagramy są powszechne w kodowanych tekstach. Na przykład nazwisko „Rachel” odnosi się do imienia „Charles” w przypadku prostego anagramu. Ale możemy również rozszerzyć to słowo na wykaz bliskich leksykonów, stosując anagramiczną metodę scrabble: słowo chandelle /świeca odnosi się następnie do „chaldeen”, „allèche”, „chenal”, „nacelle” itp.

Ponieważ permutacje są niezliczone, kodowanie nie może być wykonane bez klucza kryptograficznego.

Nazwy anatomiczne lub medyczne

Wiele z nich uzupełnia się homonimami i tzw. fałszywymi przyjaciółmi. Na przykład dent /ząb (z łacińskiego dens) jest narzędziem, które wchodzi dans/w (z łaciny intus) pokarm, który ma zostać strawiony w/dans ciele. Książka Michela Odoula jest pełna takich analogii między mots/słowami i maux/złem. Na przykład problemy z genoux /kolanem [fonetycznie: żenu] byłyby związane ze społecznością, to znaczy z powiązaniami między je/ja a: nous/my (fonetycznie: nu).

Językoznawstwo i język ptaków

Praca Bige, „Mały słownik w języku ptaków. Pierwsze imiona, patologie i niektóre inne” ujawnia twórcze metody tworzenia symbolicznych gier słownych, które niezaprzeczalnie łączą gramatykę kombinatoryczną i składnię. Proponuje, aby najpierw zacząć od napisania słowa lub stworzyć peryferazę, a następnie, sylabę po sylabie, zapisać wszystkie możliwości i „we wszystkich kierunkach”, aby odsłonić wszystkie konotacje. Bige daje również możliwość korzystania z „verlan” (pisania sylab w odwrotnej kolejności) lub palindromu (czytanie w obu kierunkach słowa, o dwóch różnych znaczeniach). Następnym etapem jest sugestia innych słów, które wyglądają podobnie, lub uzupełnienie ich w razie potrzeby i zgodnie z symboliką, którą chcemy zasugerować. Wreszcie, ponieważ język ptaków jest przede wszystkim fonetyczny, Bige radzi czytać na głos słowa skonstruowane w celu sprzyjania fonicznym echom i ukrytym znaczeniom.

Jonathan Swift, mistrz gier słownych.

Odwołanie literatury do języka ptaków jest różnorodne i zróżnicowane. Dla Fulcanellego: „Dzieła François Rabelais i Cyrano de Bergeraca, Don Kichot Miguela de Cervantesa, Podróże Guliwera Swifta, Sen Poliphile Francesco Colonny, Opowieści o mojej matce Gęsi, Charlesa Perrault oparte są na grach słownych tego tajnego języka. Cyrano de Bergerac w Les États et empires du soleil spotyka cudownego ptaka, który mówi do niego śpiewając i cytuje niektórych poetów, którym udało się mówić językiem ptaków, takich jak Apollonius z Tyany, Anaksymander lub Ezop.

Dla Richarda Khaitzine’a w „La langue des oiseaux” dworskie wiersze miłosne są pisane w języku ptaków, który jest przede wszystkim pozytywnym, szczęśliwym językiem, „śpiewającym” Radosną Wiedzę.

Opowieści filozoficzne skrywają również podwójne znaczenie, poprzez grę dźwięków i nazwisk, również przez fałszywe etymologie. Jonathan Swift, autor Podróży Gulliwera, opublikował także książkę o „kalamburze” lub angielskiej sztuce robienia kalamburów, co świadczy o jego znajomości języka ptaków w 1719 roku, zatytułowaną Ars punicat, Sztuka puncowania lub Kwiat języków w 79 regułach (Sztuka punicka lub kunszt kalamburu, albo kwiat języków w 79 regułach), które można tłumaczyć jako „Sztuka kalamburu”. W ten sposób, dla Gérarda de Sède, Swift byłby twórcą języka „punickiego” (od „pun”: kalambur, a nie „punicki”), który „grą słów potrafił tworzyć właściwe imiona ludzkie”, Abbé Boudet zainspirował się do skodyfikowania nazw tajemniczych miejsc w swoim traktacie. Po Swifcie na jego modelu hrabia Joseph de Maistre zakodował swoje prace i odniesienia toponimiczne.

Historie dla dzieci wykorzystują także gry słowne. Roald Dahl w Le Bon Gros Géant [Dobrym grubym Olbrzymie] każe mu powiedzieć: „pyszny, zniesławiający, dziki i osobliwy, struś i Austria (autruche et Autriche, fonetycznie: otrisz), ulotny smak”, dobry przykład języka ptaków.

(Tekst jest tłumaczeniem artykułu z francuskiej Wikipedii)

Przypadek Naudorffa

Karl-Wilhelm Naundorff, zmarły 10 sierpnia 1845 r. w Delft, był pruskim zegarmistrzem. Był najsłynniejszym z tych, którzy w XIX wieku ogłosili się byłym Ludwikiem Delfinem XVII, który prawdopodobnie przeżył swoje przetrzymywanie w więzieniu w Temple.
Od 1810 do 1845 roku Karl-Wilhelm Naundorff bezskutecznie starał się zostać uznany przez rodzinę królewską za syna Ludwika XVI i Marii Antoniny. Założył dwór, mianował adiutantów, ordynansów, ministerstwo itp.
Wydalony przez żandarmów Ludwika Filipa I, znalazł schronienie w Anglii, potem w Holandii, gdzie opracowywał „bombę burbońską” i został dyrektorem warsztatów pirotechnicznych w Delft.

Od pruskiego zegarmistrza do pretendenta
Charles-Guillaume Naundorff (Karl-Wilhelm Naundorff) pojawił się w Berlinie pod koniec 1810 roku. Następnie prowadził odosobnione życie, pracując jako zegarmistrz w spokoju zarabiający na życie. Pomimo swojej dyskrecji przyciągnął uwagę policji i został poproszony o wyjaśnienie przed urzędnikami. Pojawił się przed francuskim radcą Le Coq, który odpowiadał za obsługę paszportową. Naundorff wręczył mu swój paszport, który mówił, że urodził się w Weimarze i ma 43 lata, ale Naundorff wyglądał jak młody człowiek w wieku około 25 lat. Gdy to zostało zakwestionowane, Naundorff oświadczył, że jest Ludwikiem XVII, synem Ludwika XVI i Marii Antoniny i uciekł z Temple w 1795 roku. Starał się wystrzegać wojsk napoleońskich. Rozszerzył swoje wypowiedzi o „autentycznych” dziełach, które mają udowodnić jego królewskie pochodzenie. Przyjmując schronienie w Spandau, musiał, aby wykonywać swój zawód, uzyskać tytuł burżuazji i w tym celu przedstawić dokument tożsamości. Radca Le Coq wysłał proste zaświadczenie do burmistrza Spandau, który zadowolił się nim. Tytuł ten został mu ostatecznie przyznany 8 grudnia 1812 roku.

Kiedy wojska francuskie wycofały się, Spandau zostało zbombardowane. Chory, Naundorff przebywał pod opieką swej guwernantki Mme de Sonnenfeld. Przyszedłszy do zdrowia, miał napisać do króla Prus, do cesarzy Austrii i Rosji, aby dochodzić swoich praw do korony Francji, ale nigdy nie otrzymał odpowiedzi. Po Stu Dniach Napoleona, Naundorff chciał udać się do Paryża, by ubiegać się o swoje prawa. Mme de Sonnenfeld zachorowała, zwrócił się do Marassina, francuskiego funkcjonariusza i zarzucił mu wysłanie listu do księżnej d’Angouleme, ocalałej córki Ludwika XVI. Nigdy nie otrzymał odpowiedzi. Następnie napisał nowy list do swojej „siostry” i księcia Berry’ego, swego „kuzyna”, syna Karola X, w 1818 roku, określając, że nie domaga się tronu, ale po prostu swego imienia i tytułu francuskiego księcia.

Naundorff ożenił się 19 listopada 1818 roku. Z sierotą handlarza fajkami, Jeanne Frédérique Einert, w wieku szesnastu lat, która dała mu troje dzieci. Para pozostawała w Spandau do 1822 roku. I przeprowadziła się do Brandenburgii. Podczas pożaru, który dotknął teatru, dom jego sąsiada zapalił się, stracił wtedy wszystkie dobra: spalony, zatopiony przez wodę strażaków, okradziony. Następnie został oskarżony o sprowokowanie ognia, przez adwokata Voigta. Do tego doszedł przypadek fałszerstwa, o które był oskarżany i tajemnice dotyczące jego tożsamości i pochodzenia. Skazany na trzy lata więzienia, 17 sierpnia 1825 został wysłany do przymusowego domu. Baron de Seckendorff, szef administracji więziennej, był nim zainteresowany i, przekonany o jego niewinności, wysłał prośbę o wybaczenie do króla Prus.

Został uwolniony w 1828 roku. I udał się do Crossen, małego miasteczka na granicy Śląska. Udało mu się przekonać wielu ludzi, że jest Ludwikiem XVII. Nawet w Leipzig Gazette odnotowano obecność w Crossen Ludwika Karola, księcia Normandii; artykuł ten został przedrukowany we Francji w Constitutionnel de Paris, 29 sierpnia 1831 roku. Król Prus nie rozumiał poczynań Naundorffa i postanowił go aresztować. Ostrzeżony, Naundorff uciekł, porzucając żonę i dzieci. Udał się do Szwajcarii, a następnie do Paryża, gdzie przybył 26 maja 1833 roku. „Bez butów, bez koszuli i bez pończoch”. Wkrótce zgromadził zwolenników legitymistów, którzy stworzyli wokół niego coś na podobieństwo dworu.

Tam przeniósł się do domu brata François Albouysa, prawnika w Cahors (przeczytał artykuł i uznał Naundorffa). Spotkał się z Madame de Rambaud, służącą królowej, przywiązaną do Delfina, która go rozpoznała. Przyniosła kawałek błękitnego płaszcza, który należał do dziecka, by przetestować Naundorffa jak wszystkich innych pretendentów.

Być może pamiętasz panie, założenie go i w jakich okolicznościach, w Tuileries?

To nie było w Tuileries, ale w Wersalu, na święto, ale już go więcej nie nosiłem, jak sądzę, od czasu przyjęcia, bo był na mnie za ciasny.”

Księżna Angoulême, siostra Ludwika XVII
Ta odpowiedź rozwiała ostatnie wątpliwości pani de Rambaud. Napisała do księżnej Angouleme i udała się do Pragi, gdzie Madame Royale mieszkała na wygnaniu.

Inni ludzie rozpoznali w Naundorffie Ludwika XVII, w tym mąż Mme de Rambaud (dawny woźnica pokojowy Ludwika XVI), markiz de Broglio-Solari (związany ze służbą Marii Antoniny), Étienne de Joly (ostatni minister Sprawiedliwość Ludwika XVI) lub Brémond (były prywatny sekretarz Ludwika XVI). W ten sposób Naundorff budował coraz ważniejsze środowisko. Morel, jeden spośród niego, został jego sekretarzem, pisał rzekome listy Naundorffa do rodziny królewskiej, proklamacje i pseudo-wspomnienia swego pana. Pojechał do Pragi na spotkanie z Księżną Angouleme: nie dostał widzenia.

Podczas jego nieobecności Naundorff został zaatakowany przez obcych, pobity i doznał kilku ran kłutych. Morel interweniował w procesie barona de Richemont (innego udawanego Ludwika XVII), przekazując sędziom list, w którym Naundorff potwierdził, że jest Ludwikiem XVII. Naundorff wysłał list do Ludwika Filipa i petycje do izb (w grudniu 1834 r. i marcu 1835 r.). Następnie, pod wpływem swego powodzenia i sprowokowany przez Morela, pchnął od siebie 12 czerwca 1836 roku, pozew roszczeniowy w sprawie dziedziczenia do Karola X i Księżnej Angouleme. Do tego czasu tolerowany w Paryżu przez rząd i Ludwika Filipa I, w perspektywie pozwu przeciwko upadłemu królowi i córce Ludwika XVI, co mogło spowodować wielki skandal, postanowiono go aresztować. 15 czerwca 1836 roku Naundorff został wtrącony do więzienia, a policja skonfiskowała 202 dokumenty, które „udowadniały”, że Naundorff był Ludwikiem XVII. Wypuszczono go po 26 dniach zatrzymania i wysłano do Wielkiej Brytanii. Baronowa de Generes, siostrzenica madame de Rambaud, ruszyła za nim. Zwolennicy Naundorffa przestraszyli się i milczeli.

Morel, który porzucił Naundorffa, miał nowego sekretarza w osobie Modeste Gruau, który promował hrabiego La Barre. Rząd brytyjski nie potraktował poważnie Naundorffa, ale tolerował jego obecność i działalność, ponieważ mogło to zawstydzić Ludwika Filipa. Niepowodzenie dwóch nowych petycji w Izbie Deputowanych w 1837 r. i 1838 r. zwiększyło brak zaufania do niego. Liczba jego zwolenników i znaczenie ich darowizn gwałtownie spadły. Teraz Naundorff miał duże potrzeby finansowe. Następnie zaczął zakładać nową religię. Miał wizje już w 1834 roku i myślał o zreformowaniu Kościoła rzymskokatolickiego. W 1837 roku odwołał się do katolików w Wielkiej Brytanii i Irlandii. Papież Grzegorz XVI grzmiał przeciwko niemu, co dodatkowo zwiększyło jego dyskredytację. Naundorff rzucił się następnie do pirotechniki i opracował bombę o nazwie „Bomba Bourbon”, która pozostawała w użyciu w armii holenderskiej aż do wojny 1914–1918. Zdecydował się opuścić Wielką Brytanię „rozczarowany swoją gościną” w 1841 roku. Udał się do Rotterdamu, gdzie udało mu się sprzedać swój projekt bombowy.

Naundorff zmarł 10 sierpnia 1845 r. w Delft, w rocznicę upadku francuskiej monarchii.

Na jego grobie można przeczytać: „Tu leży król Francji i Nawarry Ludwik XVII, urodzony w Wersalu 27 marca 1785 r., zmarły 10 sierpnia 1845 r.”, wzmianki, które funkcjonariusz państwowy zgodził się też wspomnieć w akcie jego zgonu. Pozostawił po sobie żonę i ośmioro dzieci, które nigdy nie przestały bronić pracy ojca.

Osobiste dokumenty Karla-Wilhelma Naundorfa przechowywane są w Archiwum Narodowym pod symbolem 227AP.

Pytanie naukowe
Jego twierdzenia były przedmiotem wielu kontrowersji historycznych i naukowych. W 1943 roku młody historyk Alain Decaux dokonał analizy włosów Naundorffa w porównaniu z kosmykiem włosów delfina, autorstwa profesora Locarda z Laboratorium Policji Technicznej w Lyonie. Locard doszedł do wniosku, że oba kosmyki miały taką samą ekscentryczność kanału szpikowego. Argument ten został uznany przez historyka za dowód, że Naundorff był rzeczywiście delfinem. Ale w 1951 r. druga ekspertyza Locarda, wykonana z innych włosów, sprawiła, że wrócił do swoich pierwszych wyników i skłonił historyka do zrewidowania swoich wniosków, ponieważ okazało się, że ta osobliwość włosów dotyka jeden na trzy przypadki. Podobieństwo nie było więc prawdopodobnie jedyną szansą.

W 1999 r. serce zabrane w 1795 r. przez doktora Philippe-Jean Pelletana, po sekcji zwłok Ludwika XVII i zachowane w królewskiej krypcie bazyliki Saint-Denis, zostało poddane analizom DNA przez profesorów Cassimana, Louvaina w Belgii i Brinkmann z Uniwersytetu w Münster w Niemczech z inicjatywy historyka Philippe’a Delorme. 3 kwietnia 2000 r. porównania mitochondrialnego DNA serca i włosów Marii Antoniny i jej dwóch sióstr poświadczyły pokrewieństwo relikwii.

Analiza DNA serca dziecka zmarłego w wieży Temple jest kwestionowana przez ocalałych, ponieważ twierdzą oni, że mogło ono należeć do starszego brata Ludwika XVII, Ludwika Józefa, pierwszego delfina, który zmarł w 1789 roku. Jednak serce Ludwika Józefa zostało zabalsamowane zgodnie z tradycją królewską, co potwierdzają archiwa, podczas gdy serce Ludwika XVII zostało zachowane w alkoholu, co uniemożliwia jakiekolwiek pomieszanie od samego początku.

Potomkowie Naundorffa wciąż zachowują wielu zwolenników, nazywanych „naundorffistami”, „podgrupą” ocalałych. Noszą również nazwisko „Bourbon”, którego używanie zostało im przyznane przez Holandię. Jednak dla genealoga Michela Josseaume’a „we wszystkich przypadkach potomkowie Naundorffa nie mogli mieć praw do tronu francuskiego, pochodząc z małżeństw luterańskich lub cywilnych, a nawet w ogóle nie mieli żadnego ślubu!”

W swojej książce „Wokół Madame Vigée-Le Brun” Hubert Royet uważa, że Naundorff, w wieku 15 lat, mógł być sługą Elisabeth Vigée Le Brun, która przybyła do Wiednia w 1793 r. Elisabeth Vigée Le Brun była malarką Marii Antoniny do 1789 roku. Naundorff mógł nauczyć się na swojej służbie wiele o rodzinie królewskiej.

2 czerwca 1998 r. analizy DNA przeprowadzili wspólnie profesor Jean-Jacques Cassiman z belgijskiego uniwersytetu w Leuven i dr Pascal z Centrum Szpitala Uniwersyteckiego w Nantes, z niektórych jego włosów i fragmentów kości ramiennej skonfrontowanych z włosami potomków w linii matczynej królowej Neapolu Marii Karoliny Austriackiej, siostry Marii Antoniny (Anny Rumuńskiej i jej brata André de Bourbon-Parme), doszli do wniosku, że szczątki Naundorffa nie były tymi Delfina Ludwika XVII.

Inne próbki zostały pobrane w 2004 r. bezpośrednio ze szkieletu Naundorffa, ekshumowanego z jego grobowca w Delft. Od tego czasu przeprowadzono analizy tych próbek przez holenderskie laboratorium genetyki profesora De Knieffa i inne laboratorium w Austrii. Jednakże rodzina Bourbon-Naundorff nie opublikowała wyników.

W marcu 2014 r. profesor Gérard Lucotte i Bruno Roy-Henry opublikowali wyniki nowej analizy DNA markerów chromosomów Y od Hugues de Bourbon, potomka Naundorffa i haplotypu Bourbonów. Obaj badacze twierdzą, że Naundorff pochodzi z rodziny Burbonów i kwestionują autentyczność próbek kości profesora Cassimana. Według drugiego raportu ekspertów opublikowanego 28 lipca 2014 roku przez profesora Lucotte na temat włosów Naundorffa i Anny Rumuńskiej, potomkini Habsburgów, Charles Guillaume Naundorff należał rzeczywiście do rodziny Habsburgów. Ten naukowiec i jego „odkrycia” nie są traktowane poważnie przez społeczność naukową.

Artykuł pochodzi z francuskiej Wikipedii, Karl-Wilhelm Naundorff.

Zagadka hrabiny Ciemności

„Hrabina Ciemności” to kobieta, której tożsamość pozostaje nieznana do dziś i która mieszkała, ubrana na czarno i zawoalowana, w Hildburghausen (Księstwo Saksonii-Hildburghausen, dziś w Turyngii) od 1807 roku do swej śmierci w 1837 roku. Jej zachowanie i ukrywanie twarzy stały się i nadal są źródłem różnych teorii na temat jej tożsamości. Nikt nie wiedział, kim była, ale jako że wciąż pozostawała zakryta, nazwano ją „Hrabiną Ciemności”.

Ta zagadka była przez długi czas związana z Marią Teresą Francuską, córą Francji, znaną również jako Madame Royale, najstarszą córką króla Francji Ludwika XVI oraz królowej Marii Antoniny Austriackiej.

Już w XIX wieku w suwerennych rodach Niemiec pojawiła się plotka, że zastąpienie pozwoliłoby Marii Teresie wycofać się ze świata, podczas, gdy inna osoba zajęłaby jej miejsce przy Ludwiku XVIII w rodzinie królewskiej. Maria Teresa zostałaby – według niej – objęta opieką holenderskiego dyplomaty Leonarda Van der Valcka, znanego jako „Vavel de Versay” i mieszkałaby w jego towarzystwie pod mianem „Hrabina Ciemności”, najpierw w Hildburghausen, a następnie w zamku Eishausen 7 km od Hildburghausen aż do swej śmierci w 1837 roku.

Gdy wiele elementów zdawało się potwierdzać tę tezę bronioną przez niektórych historyków, analizy genetyczne wykazały, że nie może istnieć tożsamość między Hrabiną Ciemności a Madame Royale; jednak zagadka nie została nadal rozwiązana.

Tajemnica Hildburghausen

W 1803 roku w Niemczech pojawiła się dziwna para. Kobieta całkowicie ubrana na czarno, z twarzą ukrytą za grubą czarną zasłoną, z towarzyszem i woźnicą (o imieniu Scharre), którzy okazywali jej ogromny szacunek. Tymczasem mężczyzna przedstawiał się jako „hrabia Vavel de Versay”, ale nie był Niemcem, ponieważ w rzeczywistości był Holendrem o imieniu Leonardus Cornelius Van der Valck, urodzonym 22 września 1769 w Amsterdamie, synem Adianusa Van der Valcka i Marii Johanny van Moorsel, którego ukończone studia wprowadziły na stanowisko sekretarza w holenderskiej ambasadzie w Paryżu od lipca 1798 do kwietnia 1799 roku.

Podczas inwentaryzacji dokonanej po jego śmierci ujrzano, że płótno „damy” zostało wyhaftowane kwiatami lilii. Owa „dama” ubierała się w czarne ubrania, ciemne welony i ciemne rękawiczki, co przyniosło jej – do dziś – przydomek „Hrabina Ciemności” (po niemiecku, Dunkelgräfin) nadany przez Karla Kühnera, syna Pastora Heinricha Kühnera, z którym hrabia Vavel de Versay utrzymywał korespondencję.

Podróżne rezydencje (od 1790 do 1807 r.)

W czerwcu 1803 roku para przybyła do Ingelfingen, małego księstwa książąt Hohenlohe w Wirtembergii, do którego później zostało włączone (badania przeprowadzone przez historyków wykazały, że hrabia był blisko spokrewniony z rodziną Hohenlohe-Bartenstein). Otrzymywała dużą pocztę, w tym korespondencję z bogatą Charlotte Princess Rohan-Rochefort, żoną księcia Enghien, która mieszkała w Ettenheim (Księstwo Badenii).
17 marca 1804 r., dzień po aresztowaniu księcia Enghien, para pośpiesznie opuściła Ingelfingen, aby następnie schronić się w Wirtembergii. Hrabia i „dama” mieszkali przez jakiś czas w Gerlingen, niedaleko Stuttgartu.
W 1806 r. para przebywała w odosobnionym zamku w pobliżu Lejdy w Holandii.

Rezydencja w Hildburghausen (1807-1845)

7 lutego 1807 r. tajemnicza para osiadła w Hildburghausen w Turyngii, gdzie cieszyła się ochroną lokalnych władców, księcia Fryderyka I z Saksonii-Hildburghausen i jego żony Charlotte z Meklemburgii-Strelitz, siostrzenicy przyjaciela z dzieciństwa Marii Antoniny. Księżna Charlotte była osobiście zainteresowana parą, ułatwiając im mieszkanie kolejno w różnych sławnych miejscach miasta („Hotel Anglii”, dom książęcy, dom Radefeld).

Codzienne życie pary było zorganizowane wokół ochrony damy: nikt nie mógł się do niej zbliżać, ani próbować zobaczyć jej twarzy, którą ukrywała pod grubymi czarnymi zasłonami. Johannie Weber, kucharce związanej z parą w Eishausen, odmawiano dostępu do pomieszczeń w domu, innych, niż kuchnia. Para jeździła wieloma pojazdami.

Osiedlenie się w Eishausen

W 1810 r. korona Hildburghausen odziedziczyła majątek barona Hessberga, w tym zamek Eishausen, położony siedem kilometrów od Hildburghausen. 14 października 1810 r. administracja Własności wynajęła ten zamek senatorowi Andreae, który podnajął go hrabiemu Vavelowi de Versay. Dzierżawa zamku była odnawiana co roku aż do śmierci hrabiego w 1845 r., za zgodą kolejnych władców.

Zamek przypominał własności senioralne: duży dom z trzema poziomami, kwadratowy i masywny blok, do którego prowadziły dwa stopnie. Znajdował się w pobliżu szosy Cobourg, za rzeką Rodach, na końcu wioski; aleja kasztanowa – która nadal istnieje – prowadziła z zamku do prezbiterium. W 1873 roku, podczas rozbiórki, odkryte zostały podziemia piwnic zamku kończące się w lesie, znajdującym się niedaleko stąd… Te podziemia, które zostały zaplombowane podczas prac rozbiórkowych, pozwoliłyby książęcej rodzinie z Hildburghausen anonimowo odwiedzać parę (nieudowodniona hipoteza – rodzina rządząca nigdy nie odwiedzała pary w Hildburghausen, nie mówiąc już o Eishausen).

Para z pewnością mieszkała w Eishausen, praktycznie odcięta od świata i zgodnie z książęcym stylem życia, na przykład wybornymi winami, likierami, toaletami z Paryża, jagnięciną paschalną, warzywami z Bamberg.
Pani zamieszkiwała na drugim piętrze zamku, w pokojach skierowanych na wschód i południe, podczas gdy hrabia mieszkał w innej części domu, wychodzącej na północ i południe; prawie nigdy nie wychodził, poza spacerami w ogrodzonym pobliżu zamku.

W 1826 r., po reorganizacji księstw saskich, Księstwo Hildburghausen zostało włączone do Księstwa Saksonii-Meiningen: nowe władze przejęły te same środki ochrony nad hrabią Vavelem de Versay i jego towarzyszką, jak te wcześniejsze, wstrzymując się od sprawdzania ich dokumentów.

Śmierć „Dunkelgrafin”

Pani zmarła 25 listopada 1837 r. w zamku Eishausen, bez kapłana czy lekarza, doglądana tylko przez Vavela de Versay. Została pochowana – na sposób świecki – trzy dni później w Jardin de la Montagne, na małym wzgórzu z widokiem na Hildburghausen. Przyczyna jej śmierci pozostaje nieznana.
Grobowiec otworzono 8 lipca 1891 r., a szczątki zidentyfikowano jako szczątki kobiety. Dr Lommler, który był odpowiedzialny za sporządzenie aktu zgonu, stwierdził, że zmarła miała około sześćdziesięciu lat, a jej twarz była uderzająco podobna do twarzy królowej Marii Antoniny. Dzięki dyskretnej interwencji księcia Bernarda Ericha z Saxe-Meiningen-Hildburghausen cała własność majątku, głównie osiągnięcia krawieckie, przeszła w ręce hrabiego Vavela de Versay.

Śmierć „Dunkelgrafa”

Hrabia Vavel de Versay zmarł 8 kwietnia 1845 roku i został pochowany na cmentarzu Eishausen.

Analiza jego osobistych dokumentów, po jego śmierci, ujawniła tożsamość „damy”: Sophie Botta, samotna, z westfalskimi korzeniami. Pomimo drobiazgowych badań przeprowadzonych przez historyków francuskich i niemieckich, w rejestrach Westfalii nie znaleziono śladu żadnej kobiety o tym imieniu i nazwisku.

Sprawa tożsamości

Tajemnica Hildburghausen opiera się na dwóch zasadniczych pytaniach: kim mogła być owa „dama” i dlaczego w tych warunkach dobrowolnie została odizolowana od świata? W tych punktach historycy, którzy badali „romans”, przyjmują za oczywiste, że:

  • zagadka Hildburghausen składa się z tajemnicy o wielkim znaczeniu, która musiała być utrzymywana za wszelką cenę;
  • przedmiotem tej tajemnicy była „dama”, która urodziła się około 1778 roku;
  • książęca para z Hildburghausen znała tożsamość cudzoziemca i powody przejścia na emeryturę;
  • dama nie była pozbawiona wolności wbrew swej woli przez jej towarzysza;
  • nadzwyczajne środki wykorzystywane do zachowania tego sekretu podkreślają jego znaczenie.


Hipoteza o Marii Teresie Francuskiej
Tożsamość hrabiny ciemności i Marii Teresy Francuskiej była od ponad wieku sednem zagadki; Analizy DNA całkowicie odrzuciły tę hipotezę, która od dawna była obalana przez wielu świadków i historyków.

Fakty i domniemania
Według niektórych historyków, kilka elementów może poprzeć tezę, według której ta tajemnicza kobieta była Marią Teresą Francuską, córką Ludwika XVI.
– fizycznie:
Mimo gęstej, czarnej zasłony, która ją skrywała, twarz hrabiny była widziana dwa razy, oprócz tego, że została wystawiona na widok publiczny wobec tych, którzy uczestniczyli w jej pogrzebie. Wszyscy, którzy ją widzieli, a którym później przedstawiono portrety królowej Marii Antoniny lub portrety Marii Teresy namalowane przed 1795 r., przysięgli w dobrej wierze, że rozpoznali u tych dwóch kobiet cechy tajemniczej hrabiny.
Fizjologiczne fakty są rzeczywiście szczególnie niepokojące: jak to, że Maria Teresa i hrabina Ciemności obie miały wielkie fizyczne podobieństwo do Marii Antoniny, ponieważ księżna Angouleme niewątpliwie przypominała Ludwika XVI i nie miała żadnej fizycznej cechy Marii Antoniny.
– psychologicznie:
Księżna Angouleme przyjęła za czasów Restauracji postawę, która nie odrzucała wszystkich starożytnych rodów z Wersalu: systematycznie odrzucała jednak wspomnienia o Marii Antoninie (której uczczenia pamięci odmówiła), systematycznie wykluczała ze swego otoczenia wszystkich ludzi, którzy przed rewolucją odwiedzali rodzinę królewską. Jej charakter był sprzeczny ze wszystkimi zasadami wychowania i dobroci wpajanymi dzieciom przez Ludwika XVI i Marię Antoninę.
Wielu grafologów porównało listy napisane przez Marię Teresę podczas niewoli w Temple z listami napisanymi później przez księżną Angoulême i doszło do wniosku, że listy te nie mogą pochodzić od tej samej osoby.
– materialnie:
Wiele elementów życia hrabiny w Eishausen wskazuje na jej przynależność do rodziny królewskiej, a nawet jej bliskość z domem Burbonów: płótno oznaczone fleurs-de-lis, szczególnie wysoki styl życia, oraz wyjątkowo systematyczna i szczególna ochrona władz: najpierw rodziny książęcej w Saksonii-Hildburghausen, a następnie od 1826 r. w imieniu rodziny wielkoksiążęcej Saksonii-Meiningen-Hildburghausen.

Pewna liczba elementów zdawała się zatem wskazywać, że księżna Angouleme nie mogła, fizycznie ani psychicznie, być Marią Teresą Francuską. Z drugiej strony ciężkie przypuszczenia obciążały tożsamość tej ostatniej i „hrabiny Ciemności”, podkreślone treścią korespondencji między różnymi domami rządzącymi w Niemczech (Saksonia-Meiningen-Hildburghausen, Saksonia-Altenburg, Mecklenburg-Schwerin, Württemberg, Hanover), większość z tych rodzin jest przekonana, że „hrabina Ciemności” była prawowitą córką Ludwika XVI i Marii Antoniny. Jeśli wszystkie dokumenty zostały zniszczone z ostrożności, to dlatego, że wyjawienie prawdy postawiłoby w niebezpieczeństwie Europę, udaremniając zbyt wielkie interesy. Stanowisko to potwierdzili także naturalni potomkowie księcia Berry, syna Karola X.

Teoria podstawienia osób
Tożsamość Marii Teresy Francuskiej i „Hrabiny Ciemności” może opierać się jedynie na zastąpieniu osób: zamiast poddać się Austrii w zamian za więźniów francuskich, 26 grudnia 1795 r., Maria – zostałaby zastąpiona przez inną osobę na drodze między Bazyleą a Wiedniem, która zajęłaby jej miejsce na dworze Austrii, a następnie w rodzinie królewskiej Francji.

Rejestr dzieci francuskich wskazuje, że pewna „Ernestine Lambriquet” została wychowana z Marią Teresą: dwie dziewczynki, urodzone w odstępie kilku miesięcy, były wychowywane jak bliźniaczki; w każdych okolicznościach Ernestine przebywała z Marią Teresą i cieszyła się tym samym stylem życia i tymi samymi wydatkami (sukienki, mieszkanie, edukacja) jak księżniczka. Archiwa Narodowe zeznają, że Marie-Philippine Lambriquet otrzymała roczną emeryturę, która była wypłacana jej córce, gdy zmarła. Ernestine Lambriquet zastąpiłaby Marię Teresę przed wymianą i zostałaby księżną Angoulême. Ludwik XVIII i Karol X byliby oczywiście poinformowani i zagraliby w tę grę, dlatego fałszywa Maria Teresa wyszła za mąż za swojego kuzyna Louisa-Antoine’a, przyszłego pretendenta Ludwika XIX, który również nie był w stanie mieć dzieci.

Przyczyny zastąpienia były nieznane: według niektórych Maria Teresa chciała schronić się przed światem, aby żyć w rozpamiętywaniu swoich rodziców; bardziej lub mniej ostra forma neurastenii, załamanie nerwowe lub poważna nierównowaga psychiczna, po ciężkim urazie doznanym w okresie dojrzewania, podczas jej lat uwięzienia i terroru; według innych, mogłaby zostać usunięta ze świata, aby zapewnić jej milczenie o ucieczce jej brata Ludwika XVII.

Podczas podróży Madame Royale do Wiednia, imię na jej paszporcie brzmiało Sophie: została nazwana imieniem Sophie Méchain, nazwiskiem żandarma, który towarzyszył jej i opisał ją jako swoją córkę.

Jednak różne elementy obaliły tezę o zastąpieniu osób i odrzuciły hipotezę, zgodnie z którą „hrabina Ciemności” i pani Royale byłyby jedną i tą samą osobą.
Na przykład hrabia de Fersen potwierdził i uznał Marię Teresę za córkę Ludwika XVI i Marii Antoniny.
Pan Hue, wierny sługa rodziny królewskiej, potwierdził również tożsamość Marii Teresy, podobnie jak Pauline de Tourzel, przyjaciółka z dzieciństwa, i jej matka, Madame de Tourzel, dawna królewska guwernantka w Wersalu, która podążała za rodziną.

Również postawa księżnej Angoulême pod rządami konsulatu i pierwszego cesarstwa potwierdza jej królewską edukację. Ważna korespondencja z różnymi europejskimi sądami, ale także członkami rodziny królewskiej, świadczy o znacznej roli „Nowej Antygony” w polityce powrotu na tron Burbonów. Zarówno jej rola, jak i strategia polityczna za czasów Restauracji dowodzą jej urodzenia. Ze względów politycznych i ekspansji sfery wpływów Austrii cesarz Franciszek II Świętego Cesarstwa Rzymskiego chciał ożenić arcyksięcia Karola z jego kuzynką Marią Teresą i cesarstwem francuskim, dobrze poinformowany niewątpliwie odmówiłby takiego małżeństwa.

Założenie, że Ernestine Lambriquet była córką Ludwika XVI i Marie-Philippine Lambriquet, wybraną do „przetestowania” dobrego rezultatu działania stulejki króla, oprócz tego napotkało poważną przeszkodę: w przeciwieństwie do upartej legendy Ludwik XVI nigdy nie był operowany na stulejkę, ponieważ nie miało to wpływu, co historycy Paul i Pierrette Girault de Coursac, w swoim ważnym dziele „Ludwik XVI i Maria Antonina: małżeńska polityka życiowa” (1990), a następnie historyk Simone Bertiere, w swojej pracy „Marie-Antoinette, nieposłuszna”, ostatecznie udowodnili.

Inne założenia
Na marginesie hipotezy o Marii Teresie Francuskiej dokonano innych ustaleń:
Sophie Botta
Miano nadane przez hrabiego Vavela de Versay po śmierci „damy”. Pomimo szeroko zakrojonych badań w dokumentach Westfalii nie znaleziono śladu takiej osoby. Żadna rodzina z Westfalii nawet nie nosiła tego imienia. Jednak kilkoro Botta pojawiło się później, w tym kupiec, który przebywał w Hildburghausen między 1793 a 1805 rokiem.

Księżniczka Condé
Tożsamość ujawniła królowa Hanoweru Maria (córka Józefa I z Saxe-Altenburg, wnuczka Fryderyka I z Saxe-Hildburghausen i Charlotte z Meklemburgii-Strelitz) swej przyjaciółce, pani von Heimbruch.

Sophie von Botta, córka cesarza Józefa II, brata Marii Antoniny Austriackiej, i jego żony hrabiny Wilhelminy von Botta.

Hipoteza ta znajduje swoje oparcie we Wspomnieniach baronowej Oberkirch, która stwierdziła, że ta żywa dziewczyna odcięta od świata na dworze wersalskim była „uderzającym i wymodelowanym portretem swojej ciotki Marii Antoniny. Później, gdy troski rządzenia nieco odwróciły Józefa od młodej hrabiny, królowa przyjechała do Wersalu, ona nadal tam jest. Mieszka w samym parku, małym domu, dawniej oddanym Księżnej de Gramont. Przebywa tam sama ze swoją guwernantką i jej sługami. Królowa i Madame Royale często ją widzą; poza tym nie wychodzi i nie widzi nikogo. Mówi się, że Jego Wysokość chce ją obdarować i poślubić bogato.” Jeśli młoda dziewczyna została wychowana w Wersalu, jej wyprawa była dostarczona przez Koronę, a tym samym oznaczona kwiatami lilii; z pewnością zachowała pewne wspomnienia z dzieciństwa w Wersalu. Po śmierci Józefa II i mimo wyniku małżeństwa morganatycznego, młoda kobieta stałaby się jego prawowitym spadkobiercą, sytuacja, która nie spodobała się dworowi wiedeńskiemu, a zwłaszcza cesarzowi Franciszkowi II.

Częściowe rozwiązanie zagadki
Dopiero w maju 2012 roku radio z Niemiec Środkowych ogłosiło rozpoczęcie projektu ostatecznego rozwiązania zagadki „Hrabiny Ciemności”. Rzeczywiście, stacja radiowa Mitteldeutscher Rundfunk (MDR) w Turyngii pracowała nad przypadkiem „Madame Royale”, Marii Teresy Francuskiej.

Interdyscyplinarny projekt naukowy został zainicjowany w Hildburghausen jako część ostatecznego rozwiązania zagadki „Hrabiny Ciemności” z tym samym trzonem pisarzy i naukowców pracujących nad projektem MDR: „położyć kres spekulacjom, że Hrabina Ciemności jest w rzeczywistości córką Francji „Madame Royale”, Marią Teresą Francuską, córką Ludwika XVI i Marii Antoniny.”

W tym celu zespół naukowy przeprowadził antropologiczne porównania portretów i analizy genetyczne pozostałości Delfiny (dawniej Księżnej Angoulême) w klasztorze Kostanjevica w Nova Gorica (Słowenia) i hrabiny Ciemności w Hildburghausen. Chociaż grób został już otwarty w 1887 r., miasto Hildburghausen do tej pory wyrażało skrupuły w związku z takimi badaniami. Zostało ono jednak włączone do tego projektu i po zniesieniu decyzji z 2004 r. wykazało chęć współpracy w dniu 27 czerwca 2012 r. i zgodziło się na ekshumację szczątków śmiertelnych do zbadania.

Chcielibyśmy wyjaśnić historię Hrabiny Ciemności: czy to rzeczywiście Madame Royale, czy jakakolwiek inna kobieta.

Wyniki testów DNA opublikowano 28 lipca 2014 r., ujawniając, że Hrabina Ciemności nie mogła być Madame Royale: DNA hrabiny było wyraźnie niezgodne z DNA Burbonów. Jeśli jednak hipoteza Madame Royale zostanie w ten sposób zamknięta, pozostałe kandydatury nie zostały wciąż odrzucone.

Profesor Sabine Lutz-Bonengel z Instytutu Kryminalistycznego Szpitala Uniwersyteckiego we Freiburgu powiedziała jednak, że znalazła rzadką sekwencję DNA, którą naukowcy najprawdopodobniej odnajdą w pokrewieństwie matki Hrabiny Ciemności.

Profesor Ursula Wittwer-Backofen z Uniwersytetu Antibolgia we Freiburgu dała hrabinie Ciemności twarz, rekonstruując czaszkę znalezioną w grobowcu Hildburghausen. Wniosek jest taki, że proporcje zrekonstruowanej twarzy nie przypominają portretów Marii Teresy. Należy zauważyć, że przedstawiona twarz wygląda bardziej jak twarz mężczyzny i że uczona użyła jej jako podstawy postaci woskowej Madame Royale w Londynie i że nigdy nie brała pod uwagę żadnego portretu ani oryginalnych rysunków Marii Antoniny.

Tłumaczenie artykułu zamieszczonego we francuskiej Wikipedii pt. Comtesse des Ténèbres.

Czasy i pory u Nostradamusa

Fragment artykułu zamieszczonego w Nieznanym Świecie w 2002 roku.

Cykl zniszczenia
Zrozumienie zagadek zapisanych w Centuriach należy rozpocząć od głębokiego poznania języka symbolicznych przenośni, jakim ich autor opisywał historyczne wydarzenia. Dopiero później można nieśmiało pokusić się o próbę zrozumienia metody, jakiej użył do uporządkowania czterowierszy. O owej metodzie mowa jest między innymi w Liście do Cezara […].

Nostradamus był przede wszystkim astrologiem i rozumował jak astrolog. Horoskop obliczony na dowolnie wybrany moment czasu zawiera w sobie tak naprawdę całą wiedzę o przeszłości i o przyszłości tego momentu, wystarczy odjąć, lub dodać odpowiednią ilość cykli obiegu którejś z planet. Sugeruje ukradkiem, że wydarzenia, których opis dał w Centuriach odnoszą się do trzech czasów (pór, okresów), czyli trzech kolejnych cykli, które należy uwzględnić w interpretacji przepowiedni. Najpierw i przede wszystkim oczywiście chodzi o 3 wielkie cykle doczesne siedmiu wieków aniołów planetarnych według systemu Trithemiusa. Początek czwartego cyklu ma zakończyć bieg czasu obecnej ery świata. Dojdzie wtedy do kolapsu wymiarów, gdy ingerująca wieczność oddzieli ducha od materii na przeciąg „jednej części czasu o tajemnej własności”, czyli na „tysiąc lat rządów Królestwa Chrystusa” i uwięzienia szatana „w głębi dołu”.

Cały ten proces daje się uogólnić i odnieść do trzech podobnych punktów na linii czasu, powtarzających się w określonym rytmie aż do „terminu wyznaczonego odgórnie”. Rozumując w ten sposób doszłam do wniosku, że poprzez podane wyżej daty Nostradamus wyznaczył ilość lat trwania jakichś mniejszych cykli wydarzeń.
Sciślejsza wskazówka z Listu do Syna brzmi mniej więcej tak:
„[34] & od teraz, gdy to oto teraz ci zapisuję, wprzód na 177 lat, 3 miesiące, 11 dni z powodu zarazy, długiego głodu, & wojen & w dodatku przez powodzie, świat pomiędzy tym, & tamtym terminem oznaczonym z góry, przedtem & potem wielokrotnie, będzie tak zmniejszony, & tak mało świata zostanie, że nie znajdzie się nikt, kto chciałby wziąć pola, które staną się wolne równie długo, jak przebywały w poddaństwie;”
Z podanej charakterystyki okresu, o którym mowa wynika, że jest to ilość lat swoistego Cyklu Zniszczenia i tak go nazwę dla uproszczenia dalszego wywodu.
Z najprostszego obliczenia, które zrobiło oczywiście wielu interpretatorów dzieła Salończyka (1555+177) wypada rok 1732, jak wszyscy przyznają, niezbyt charakterystyczny dla wymienionych wydarzeń. Ale jeśli powtórzyć tę operację i dodać jeszcze raz do otrzymanej daty 177 lat otrzymamy rok 1909, rzeczywiście początek Epoki Zniszczenia. Rozpoczynał on okres wielkich przetasowań politycznych w Europie i wojen, w tym I-szej, w której zaczęto używać śmiercionośnego gazu i broni biologicznej. Z kolei, gdy do tego otrzymanego roku dodać znowu (3-ci raz) 177 lat dojdziemy do daty 2086, być może stanowiącej jakąś granicę, po której zaczną się nowe dramatyczne transformacje.
List do Króla zawiera jeszcze inną ilość lat, wspomnianą w następującym zdaniu:
„[47] wraz z mnożeniem się nowej Babilonii córy nędznej rozrosłej przez obrzydliwość pierwszego całopalenia, & zdzierży jedynie 73 lata, 7 miesięcy.”
Podany ciąg czasu wywodzi się z Biblii, gdzie określa okres niewoli Izraela w Babilonie.
Dodając tę podaną liczbę do roku narodzin niecnej córki na wschodzie, tj. rewolucji październikowej w 1918 roku otrzymamy rok 1991, kończący czas trwania imperium ZSRR.

Formuła cyklu odnowy epoki
Obliczanie daty narodzin, konfrontacji, klęsk i zwycięstw tych obu podstawowych sił na świecie w każdym cyklu, ustalonym wcześniej, odbywa się według stałego wzoru, opisanego w Liście do Króla. Otóż bierzemy najpierw datę początkową interesującego nas czasu (jedną z ważnych dat Odnowienia Epoki, jak w 1792 roku) i dodajemy do niej kolejno następujące cyfry:

P (Początek) + 11 – prześladowania wiernych i ich zwycięstwo, w tym ostatnie 3,5 roku jest najcięższe
P + 18 – „upadła” z powodu „zuchwałości wieku śmierci” w niebezpieczeństwie
P + 21 – odnowienie epoki poprzez klęskę
P + 36 – 11 – okres największych prześladowań wiernych
P + 36 – koniec życia „upadłej” z powodu śmierci tyrana
P +18 + 73… – 11 – okres prześladowań wiernych zakończony ich zwycięstwem
P + 18 + 73 lata i 3 m-ce – śmierć „nędznej córy”
P + 186 – odnowienie epoki
P + 207 – odnowienie epoki

Stosując ten wzór obliczeń do wyodrębnionego przez Nostradamusa roku 1792 otrzymuje się wszystkie najważniejsze daty z okresu ekspansji i klęski imperium Napoleona, a potem przetasowań w Europie zachodniej w XIX wieku. Jeśli za początek uznać datę 1813 (klęska Napoleona w Rosji) można odkryć najważniejsze punkty przemian na terenie Polski i w krajach sąsiednich. Gdy przyjąć za początek datę wybuchu Rewolucji Październikowej w roku 1918, po dodaniu do niej jeszcze raz 18 lat otrzymamy rok 1936, okres nasilenia się czystek stalinowskich w ZSRR. Dalej, gdy przyjąć rok 1918 za datę wejścia w dojrzałość „upadłej” i dodać 36 lat jej życia otrzymamy rok 1954, w którym Stalin zmarł i można powiedzieć, że jego śmierć zakończyła najgorszy okres totalitarny w XX wieku w Europie.
Istniał jednak także totalitaryzm faszystowski na zachodzie Europy, co daje się wyliczyć w inny sposób. Jeśli zaczniemy obliczanie od kolejnej daty Zniszczeń, tj. 1908-9 roku i dodamy do niej liczbę 11 otrzymamy datę końca I wojny światowej i ważnych rewolucji, które doprowadziły do narodzin hitleryzmu w Niemczech. Dodając do niej liczbę 36 otrzymamy datę śmierci Hitlera i końca jego epoki, rok 1945! Wynika z tego wniosek, że każda z dat początkowych związana jest z jakimś konkretnym miejscem na mapie świata i opisuje – przez dalsze rachunki – przebieg wydarzeń i starć z opozycją na danym terenie.

Wschód jednak zmienia swoje miejsce odniesienia w trakcie opisu wydarzeń i niepostrzeżenie z terenu Rosji przechodzimy pod koniec XX wieku do Orientu, krajów arabskich z Azji Mniejszej. Należy to zauważyć, aby ustalić odpowiednie odniesienia. Biorąc datę „okropności pierwszej ofiary całopalenia”, jako datę pierwszego zamanifestowania się wojennego faszyzmu w 1939 i dodając do niej 73 lata otrzymamy rok 2012, w którym (lub też w pobliżu którego) Nostradamus przepowiada „całkowite zaćmienie” i przebiegunowanie Ziemi, gdy „miesiąc styczeń zrobi permutatio w swój miesiąc opozycyjny”, a „zima zamieni się w lato”.
Jeśli za początek przyjmiemy rok 1927 (1909+18), tj. datę reaktywacji NSDP – ukaże się nam rok 2000, gdy rok 1933 w Niemczech (1944 -11) uzyskamy rok 2006 (początek pontyfikatu niemieckiego kardynała Ratzingera), jeśli 1936 w Rosji i w Hiszpanii otrzymamy datę 2009 (aktywowanie imperialnej polityki Rosji oraz kryzys kredytowy na Zachodzie). W takim razie wszystkie te daty zwiastują koniec i początek ważnych przemian polityczno-gospodarczych w różnych określonych i powiązanych ze sobą w ten sposób miejscach (tu: Wschód-Zachód).

Nostradamus a współczesność

Autor: dr filoz. Patrice Guinard [w] „Nie wydany list do Claude’a de Savoie w Almanachu za rok 1560”

Doktor honoris causa około 12 brytyjskich i amerykańskich uniwersytetów, Emmanuel Le Roy Ladurie może pozwolić sobie na rozważanie poetyckiego dzieła Nostradamusa na poziomie tych Saint-Johna Perse’a i Mallarmé’go […]: ale inni? uniwersyteccy urzędnicy o ciaśniutkich horyzontach, oni niewątpliwie będą potrzebowali dziesiątek prac naukowych na temat Prowansalczyka, zanim im się on ukaże, i nim ta perspektywa stanie się dla niedorostków spomiędzy nich rzeczywistością.


Mija teraz prawie 10 lat niestety jak B. Chevignard [francuski współczesny wydawca dzieł Nostradamusa, p. tłum.] zatrzymał się na wróżbach z roku 1560 – brak zainteresowanego wydawcy, jak się zdaje, którymi nie są […] niezliczone uniwersyteckie wydawnictwa prasowe, z powodu niewiedzy o kulturowej ważności dzieła Nostradamusa, z lenistwa, i z innych racji łatwych do odgadnięcia, – a popularni wydawcy zbyt zakłopotani, by rozgłaszać swoje zupy pop-nostradamiczne w intencji oszukiwanych intelektualnie gapiów. Ignorancja trzyma cugle nieprzydatnej kultury, ponieważ […]. współczesność żyje z procesu entropicznego nieustającej akulturacji: w finale migoczą tylko dekoracje nikczemnych galerii otwieranych barbarzyństwu. Cała prawdziwa kulturalna placówka wysunięta przed linie fortyfikacyjne zmienia miejsce perspektywy i rozporządzania rzeczy, a Nostradamus pozostawił już daleko za sobą najmniej słodkawych wierszokletów swego czasu, dokładnie ponieważ nie miał potrzeby wersyfikowania, aby rozwijać oświecone cechy swego poetyckiego geniuszu. Ale handel pseudo-iluminacki wierszowanej materii swymi przemowami nabija kabzę doprawdy tylko w zapszczonych przez muchy zakątkach urządzonych dla amatora. […]

Właśnie dlatego, że Nostradamus uważał Klaudiusza z Sabaudii za swego przyjaciela, gdzieś mu równego, napisał dla almanachu za 1560 rok najbardziej zagadkową z przedmów, dołączonych do dziełka tego typu. Gubernator Prowansji był o 3 lata od niego młodszy, i zmarł 3 miesiące przed nim. Posiadali wspólnie zmysł tolerancji, i z pewnością też jakieś sympatie, nie dla Reformy samej w sobie i jej dogmatycznych dewiacji, ale dla intelektualistów, z których wielu utożsamiało się z projektem humanistycznej rewolucji.
Ta przedmowa jest wyjątkowa, ponieważ Nostradamus skupia w niej serię zagadkowych wydarzeń i pozornie o niewyobrażalnej absurdalności, nieco jak w przedmowie dla Henryka II w pierwszej części drugiej księgi swych Prophéties, między którymi wyłania się kilka łatwiej identyfikowalnych perełek. Na początku i na końcu tej przedmowy, dwie sentencje przyciągnęły moją uwagę: najpierw:

„vostre tresillustre celsitude s’esmerveillera possible zd’avoir prins ainsi une autrefois l’audace vous consacrer les predictions inserées dans le present Ephemeris de ceste année Mil cinq cens soixante”!
(Tłumaczenie: „wasza nader znamienita wzniosłość zachwyci się możliwością powzięcia takim sposobem [co] niegdyś śmiałości poświęcenia wam przepowiedni wstawionych w obecną Ephemeris z tego roku Tysiąc pięćset sześćdziesiątego,”)

Otóż, pod warunkiem czytania wyrazu „autrefois” jako „niegdyś” jak w przedmowie z 1555 do Cezara, a nie trywialnym sposobem „innym razem” (autre-inny, fois-raz): to głupstwo nad głupstwami, ponieważ Claude miałby, albo musiałby zachwycić się, że Michel poświęcił mu niegdyś (to znaczy przed pięciu laty) almanach, który właśnie dzisiaj mu ofiarował, tj. 5 lat później! Nie ma logicznego wyjścia w tej zagadce, chyba, że przyjąć równoważność przeszłości i teraźniejszości, i tę głównych aktorów. Czytelnik znajdzie się zanurzony w świecie, wcale nie Pitagorasa, ale Philipa Dicka (Ubik, 1969), wiedzącego, że dla Nostradamusa zniesienie doczesnych wymiarów rzeczywistości, jest rzeczywistością w nim samym, wiekuistym, niedoczesnym – ponad wspólną percepcją i perspektywą arystoteliczną, która odróżnia przed od po.
Przyjaźń dwóch mężczyzn z tego samego pokolenia, nie usprawiedliwia porównania tożsamości samej w sobie lub identyczności ambiwalencji z końca tekstu:
„qu’il [Dieu] nous doint la grace de passer ceste année sans famine, peste seditions, mutinements, civiles discordes, & secrettes conjurations, & me face la grace qu’avant que je meure je puisse encores une autrefois voir & parler au souverain monarque Gaulois.”
(Tłumaczenie: który [Bóg] winien nam łaskę, by przejść ten rok bez głodu, zarazy powstań, buntów, obywatelskiej niezgody, & sekretnych spisków, & ujmuje mnie łaska, którą wprzód nim umieram mogę jeszcze jakimś innym razem widzieć & mówić do najwyższego monarchy Galijskiego.”

Odkrywa się, że trzeba czytać tutaj wyraz „autrefois” jako „innym razem”, ale dziwnym sposobem, tekst ślizga się od „wy” (więcej przedtem w tekście) do „ja” przechodząc przez „my”; i w miejsce powierzenia gubernatorowi, który obawia się swej względnie bliskiej śmierci, Nostradamus robi wyjątkowo aluzję do swojej, która istotnie będzie miała miejsce 3 miesiące po tej jego przyjaciela – sposób, by powiedzieć: „Umrzemy jednocześnie, ale miejmy nadzieję, że zobaczymy się znowu do tego czasu” – to, co zresztą będzie miało miejsce w czasie sprawy Caban’ów z Prowansji (ekstremistycznych katolików noszących długie płaszcze) podczas której Nostradamus został zatrzymany na rozkaz Karola IX, i ochroniony przez swego przyjaciela gubernatora w Marignane 16 grudnia 1562.
Oczywiście, tutaj nawet i mniej, niż gdzie indziej, dla ewidentnych racji syntaxycznych, nie przyzna mi się, że trzeba czytać „innym razem” w wyrazie, nawet, gdy ten odczyt jest tym, jak wierzę, którego Nostradamus pragnąłby dla swego tekstu. Poza tym, już mi się nie przyzna, że sens musi być przebadany, ze względu na to absurdalne zabezpieczenie powtarzanych katastrof porządku meteorologiczno-wojskowego, tak częstych w almanachach i prognozach.
Ale właśnie nawet ta absurdalność zdaje się być ostatecznym znaczeniem, by uznać [naszą] współczesność antycypowaną przez jasnowidza. Powtarzane wydarzenia, którymi wypełniał swoje almanachy są jedynie opisem naszej percepcji rzeczywistości.
Wystarczy czytać je wszystkie, widząc obrazy z telewizyjnych dzienników, żeby zdać sobie sprawę odnośnie precyzyjności jego opisu, niekoniecznie tego, który dzieje się, ale tego, który jest pokazywany. Gdyż jedyne straszydło [monstrum] antycypowane przez Nostradamusa jest tym spektaklowym, które zaatakowało prywatne i publiczne ekrany, i w następstwie świadomość: jedyne straszydło, które zaciera percepcję, maskuje rzeczywistość, i przeszkadza w postrzeganiu.
[…] Nostradamus odpowiada na istotne pytanie współczesności: Dlaczego świadomość jest wciągana przez nierzeczywistą otchłań, którą ona sama sobie wyobraziła, nagromadziła, uwewnętrzniła? Jak domniemana niezmienność świata może ją otworzyć na swe przyspieszone zniszczenie? Kiedy wola i przedstawienie wrócą do przejrzystości wolnej od blichtrów i ubarwień, którymi nie kończą się one przystrajać?
Nostradamus widział i opisał naszą współczesną absurdalność, i mógł ją oddać tylko używając terminów, które odzwierciedlają sobą przyrodę.